Wczorajszy wpis powstał w saloniku lotniskowym, późną nocą. Rozpoczęliśmy tym samym maraton dni, w których nie mamy spędzić pełnej nocy w hotelowym łóżku. Pierwszym odcinkiem była nocna podróż z Ahmedabadu do Aurangabadu z przesiadką w Mumbaju. Na przesiadkę były 3 godziny – czyli niezmiernie dużo na locie krajowym, prawda? Ale samolot opóźnił się grubo ponad półtorej godziny, przyleciał na terminal międzynarodowy, a nie krajowy (wiem, powinienem to sprawdzić) i zrobiła się lekka panika. Dość powiedzieć, że o 4.00 czekaliśmy jeszcze w autobusie na Terminalu 2, podczas gdy o 4.25 na Terminalu 1, w dzień oddalonym o 20 minut drogi, rozpoczynał się boarding do naszego samolotu. A gdzie kontrola dokumentów i bezpieczeństwa, wyjątkowo w Indiach drobiazgowa? Z duszą na ramieniu ruszyliśmy, o 4.10 byliśmy na terminalu krajowym, a o 4.20 już pod bramką. Uff, znowu się udało.
Bez problemu znaleźliśmy też kierowcę, który miał nas obwieźć po wspaniałych jaskiniach Adżanty i Ellory. Co prawda po trzaśnięciu drzwi zaczął kręcić i podwyższać stawkę, ale szybko to uciąłem. Nie uciąłem jednak próby dokooptowania przewodnika, przez co towarzyszył nam nierozgarnięty osobnik, który nie potrafił nawet zrobić przyzwoitego zdjęcia. Na szczęście przy bramie do jaskiń
Adżanty odpuścił i zwiedzaliśmy sami w spokoju.
A było co zwiedzać. Adżanta to jedno z najwspanialszych miejsc w całych Indiach. To grupa pięknie położonych wykutych w skale 26 jaskiń, z których każda ma do opowiedzenia historię z życia Buddy. Większość opowiadała bardzo dosłownie, przez wspaniałe malunki na ścianach, ale do dnia dzisiejszego zachowała się niewielka ich część. Ale i ta niewielka zapiera dech, podobnie jak liczne rzeźby i reliefy. Miejsce jest naprawdę unikatowe, obowiązkowo na liście miejsc do zobaczenia nie tylko w Indiach, ale i na świecie.
Do jaskiń przybyliśmy rano, wychodziliśmy z nich koło 12.30. O tej godzinie czekała na shuttle busa grupa chyba z 400 osób, co oznaczało, że będą musieli jak nic stać dwie godziny. Jak to dobrze, że zaczęliśmy wcześnie, pozostał jeszcze czas na jaskinie Ellory.
Nasz kierowca jednak dziwnie się ociągał i wcale nie spieszył. Po przybyciu okazało się dlaczego – Ellora jest we wtorki zamknięta! Ten oszołom i oszust nie powiedział nam o tym, w nadziei na wyższą stawkę za przejazd. Kocham Indie ale czasem nienawidzę Hindusów.
Oczywiście zamknięcie Ellory to nie była wina kierowcy. Powinienem to sprawdzić. Ale on powinien powiedzieć nam to z góry, inaczej ułożylibyśmy plan i być może koniec końców zapłacilibyśmy mu jeszcze więcej, wprowadzając nowe miejsca. A tak pozostał głównie niesmak.
Ellora miała być moim 666. miejscem z listy UNESCO. Czyżby to diabelska sprawka? Na wszelki wypadek wzorem Genka odmówię Apel Smoleński, a Genka i wszystkich mi sprzyjających proszę o to samo, tudzież o zastosowanie innych antydiabelskich metod.
Mieliśmy na szczęście plan B, i to jaki! Na przedmieściach Aurangabadu znajduje się prawie Tadź Mahal,
mauzoleum Bibi Ka Makbara. Tak jak słynny wzorzec, również Bibi Ka Makbara powstało z żałoby po śmierci kobiety. Tym razem była to matka Azama Szacha, Dilras Banu Begum. Azam Szach to z kolei syn Aurangzeba, którego matce wybudowano Tadź Mahal. Nie ma przypadku. Mauzoleum jest skończenie piękne i niewiele budynków na świecie może się z nim równać. Moim zdaniem Mogołowie, czerpiąc z najlepszych wzorców tradycji irańskiej, arabskiej i hinduskiej, stworzyli najwspanialszą architekturę na świecie.