Pora na krótkie podsumowanie Etiopii. Ktoś, kto uważnie czytał moje wcześniejsze wpisy może się domyślić, że kraj bardzo nam się spodobał. Jako jeden z nielicznych w Afryce ma do zaoferowania zarówno piękną przyrodę, pomniki historii, jak i zróżnicowanie kulturowe. Ludzie są w zdecydowanej większości przyjaźni i nienachalni.
Po raz drugi skorzystałem z usług Solomona Bekele - solbekele16@gmail.com, +251916873322. Sol to rewelacyjny przewodnik, podejście w 100% nastawione na zadowolenie klienta, nawet w najbardziej nietypowych życzeniach. Dałem mu trochę czelendżu, życząc sobie odwiedzić miejsca, w których jeszcze nigdy nie był, i wywiązał się z zadania znakomicie.
Garść praktycznych informacji:
Z perspektywy turysty kraj wyłącznie gotówkowy. Można płacić kartą, ale jest to skrajnie nieopłacalne, bo oficjalny kurs birr to 56 za dolara, a czarnorynkowy – podobno nawet 120. Ja wymieniłem większą sumę przez przewodnika po przeliczniku 100 birr za dolara. Króluje dolar, choć podobno można wymienić też euro. Im większy nominał, tym lepiej. Największy nominał birra (przynajmniej taki, jaki widziałem) to 200, a więc jakieś 8 zł – przygotujcie się więc na wypchany portfel.
Drogi są w większości w dobrym lub niezłym stanie, przez co poruszać się można w miarę sprawnie. Warto skorzystać z lotów wewnętrznych – Ethiopian to szanowana i dobra linia. Ceny biletów są niskie biorąc pod uwagę czarnorynkowy kurs (jakieś trzydzieści kilka USD za odcinek). Ale znowu – aby skorzystać z tego kursu trzeba mieć na miejscu kogoś, kto kupi nam bilety. Podczas zakupu biletów deklarujemy, że przylecieliśmy do Etiopii właśnie Ethiopianem i wtedy bilet jest 50% tańszy. My przylecieliśmy Turkishem, ale nasz przewodnik zapewniał, że nikt nigdy tego nie sprawdza. I tak było rzeczywiście.
Przy czarnorynkowym kursie kraj jest tani. Obiad to średnio jakieś 300 birr (w dużych miastach do 500), piwo 70-100, lepsze hotele dla 4 osób mogą kosztować do 3000-4000 birr (w małych miastach zapłacicie nawet 1000-2000).
Tym razem nie kupowałem karty SIM, ale podobno nie ma z tym problemu i cenowo wychodzi taniutko. W większości hoteli był internet. W regionie Amhara z uwagi na stan wyjątkowy internet komórkowy nie działa.
Jeśli chodzi o bezpieczeństwo – w regionie Amhara jest kilka miejsc (na szczęście nie tych turystycznych), gdzie przewodnik nie rekomendował jazdy samochodem nawet w dzień. Dlatego też w większości poruszaliśmy się tam samolotami, choć widziana przez nas wycieczka emerytów z Francji problematyczną trasę Lalibela-Gonder pokonała autobusem.
Nierekomendowany do poruszania się samochodem w nocy jest region Oromia, w szczególności jego wschodnia część. Tigraj, gdzie do niedawna trwała wojna, jest bezpieczny, podobnie jak Afar.
Atrakcja przyrodnicza numer jeden, czyli Kotlina Danakilska, jest obecnie dostępna tylko rozpoczynając z Semery. Skończyć można w Mekele, ale nie można zrobić trasy odwrotnej (początek w Mekele, koniec w Semerze), bo Afarowie nie zgadzają się, żeby kasa za permity szła do innego regionu (Mekele jest w Tigraju). Ponoć mają się dogadać, ale na razie jest jak jest.
Jeść dają całkiem dobrze, choć przy posiłkach dla dzieci trzeba było wyraźnie podkreślać, żeby nie było ostre. Nawet kids menu było czasem nie do przełknięcia dla naszych dzieci z uwagi na dużą ilość chili i innych przypraw. Porcje są zwykle bardzo duże, dzieci rzadko jadły swoje, a nawet i dorośli mieli problemy ze zjedzeniem całego dania.
Trzeba się przygotować na ekstremalne różnice temperatur. W Danakilu nawet w najzimniejszym miesiącu potrafi być +40, w górach Simien czy Bale temperatura mogła nieznacznie przekraczać 0 stopni.
Dziękuję wszystkim za uwagę i do następnego! Kolejna większa podróż będzie prawdopodobnie w okolicach majówki.