Rano kontynuowaliśmy oglądanie kościołów w Lalibeli, tym razem z tzw. grupy południowej. Znajdują się tu cztery kościoły i rzeczywiście każdy z nich jest inny od siebie nawzajem i od tych z północnej części rzeczki Jordan. Największą atrakcją – przynajmniej z punktu widzenia Martyny – było przejście w całkowitej ciemności 25-metrowym tunelem z jednego kościoła do drugiego. Miało to symbolizować przejście z piekła do nieba.
Dziś zwiedzaliśmy kościoły z rana, w związku z tym trafiliśmy na poranne nabożeństwa, co dodatkowo podniosło autentyczność wizyty. Szkoda, że nie byliśmy tam tydzień wcześniej, podczas uroczystości Epifanii (Trzech Króli), która jest w Lalibeli obchodzona szczególnie uroczyście.
Z Lalibeli 30-minutowym lotem dostaliśmy się do
Gonderu, aby obejrzeć trzecią stałą stolicę Cesarstwa Etiopii (pierwszą było Aksum, drugą Lalibela, po czym nastąpił okres, w którym stolice zmieniały się bardzo często). W końcu cesarz Fasilides, panujacy w latach 1632-1667, przeniósł stolicę do wysoko położonego Gonderu i wybudował tam pierwszy z pałaców, nazywany do dziś jego imieniem. Kolejni władcy mieli ambicje nie mniejsze, każdy z nich dobudowywał obok własny pałac, których w kompleksie stoją cztery. A oprócz tego jest tu biblioteka, sauna parowa czy klatki lwów etiopskich, zwierząt, które były symbolem cesarzy.
Kompleks wyraźnie przypomina stylem średniowieczne zamki europejskie, choć nasz przewodnik zarzekał się, że budowali go wyłącznie Etiopczycy. Z zewnątrz wygląda wspaniale, w środku jest dużo gorzej – nie pozostało nic oprócz gołych murów, ściany są pokryte ptasimi odchodami. Dodatkowo część dachów została zniszczona przez bombardowania Brytyjczyków podczas II wojny światowej (w kompleksie stacjonowali włoscy żołnierze). Mimo wszystko kompleks wygląda wspaniale, nie mając odpowiednika w Afryce Subsaharyjskiej. Wraz z innymi budynkami z okresu
Fasil Ghebbi zostało wpisane na listę UNESCO już w 1979 r.
I te inne budynki koniecznie trzeba zobaczyć. Część z nich znajduje się poza Gonderem i na nie nie mieliśmy już czasu. Ale odwiedziliśmy wspaniały kościół Debre Birhan Selassje, z unikalnymi malowidłami na ścianach i na suficie. Szczególnie sufitowe malowidła aniołów nie mają swojego odpowiednika nigdzie indziej w Etiopii. Kościół niemal cudem nie ucierpiał podczas Powstania Mahdiego, kiedy to Sudańczycy zniszczyli niemal wszystkie kościoły chrześcijańskie w północno-zachodniej Etiopii. Podobno uchroniły go dzikie pszczoły, zesłane – jakżeby inaczej – przez samego Boga.
Na marginesie – im więcej zwiedzamy kościołów, tym większy niesmak u Kasi. Część z kościołów pozostaje w ogóle niedostępna dla kobiet, część – tak jak właśnie
Debre Birhan Selassje – ma osobne wejścia gdzieś z boku, podczas gdy mężczyźni wchodzą wejściem głównym. Chciała nawet, abym w geście solidarności bojkotował te wyłącznie męskie miejsca. Przykładów dyskryminacji kobiet w kościele ortodoksyjnym jest więcej, m.in. kobieta podczas menstruacji nie powinna wchodzić do kościoła, chłopiec jest chrzczony po 40 dniach od urodzenia, dziewczynka po 80. Zaskoczeni? To sprawdźcie sobie poglądy św. Tomasza z Akwinu na temat wstępowania duszy w zarodek męski i żeński.
Zakończyliśmy zwiedzanie Gonderu na położonej nieco na uboczu
Łaźni Fasilidesa. Kompleks jest niezwykle uroczy, a w okresie Epifanii (znów spóźniliśmy się o tydzień) w basenie zanurzają się tysiące wiernych. Dodatkowo pozytywne wrażenie potęguje okalający basen mur, którego współistnienie z okolicznymi drzewami jako żywo przypomina Angkor.
Na koniec oczywiście rysunek Martyny.