Wczoraj relacji nie było, bo nie za bardzo było o czym pisać – znów spędziliśmy cały dzień w drodze, której największą atrakcją był spotkany na szosie kameleon. Spaliśmy znowu w Antsirabe.
Dziś było znacznie lepiej – rozpoczęliśmy od krótkiego zwiedzania Antsirabe – było nie było trzeciego miasta kraju. Za wiele tam nie ma, ale warto obejrzeć pomnik Fahaleovantena, pokazujący plemiona Madagaskaru w świetle odzyskanej niepodległości. Zwiedziliśmy jeszcze całkiem ciekawą katedrę. Katedrę odwiedziliśmy też w Ambositrze, ale ta była znacznie mniej interesująca i po prostu uboższa. Samo miasto wydało się nam jednak ładniejsze niż Antsirabe, z bardziej widocznymi śladami kolonialnej przeszłości.
Jak to na Madagaskarze bywa, większość dnia spędziliśmy w drodze. Tym razem było łatwiej, bo temperatura oscylowała w granicach 20 stopni. Wschodnia część Madagaskaru jest też dużo bardziej zielona, do listopada spadło tu sporo deszczy, co ludzie wykorzystują do intensywnego sadzenia ryżu. Intensywnie zielone tarasy ryżowe wkomponowane we wzgórza tworzą niezwykle malowniczy krajobraz.
W miarę wcześnie dotarliśmy do celu podróży –
Parku Narodowego Ranomafana. Tutaj krajobraz zmienił się drastycznie, wjechaliśmy do najprawdziwszego lasu deszczowego. Temperatura spadła do 16 stopni i zaczął siąpić deszcz. W takich warunkach udaliśmy się na nocne zwiedzanie, które zresztą wybrało całkiem sporo turystów. Nocne zwiedzanie odbywa się przy drodze, na samej granicy parku, do którego nie można wchodzić po zmroku. Celem było przede wszystkim wypatrywanie
mikruska rdzawego, jednego z najmniejszych lemurkowatych i w ogóle ssaków naczelnych. Ta małpiatka bardziej przypomina szczura niż małpy i jest wabiona przez przewodników smarowaniem gałęzi miąższem banana. Przychodzi na chwilę, liże gałąź i szybko ucieka. Niestety, mimo dziesiątek prób nie udało mi się zrobić zupełnie ostrego zdjęcia. Muszę zainwestować w lepszy sprzęt, a tymczasem pokazuję najlepsze próby.
Oprócz mikruska widzieliśmy kilka kameleonów (w świetle latarki zmieniały kolor z zielonego na brązowy) i kilkanaście żab, których nazwy nie pamiętam. Tutaj miałem nieco więcej szczęścia do fotografii.
Śpimy w domkach w środku dżungli, jutro z samego rana zwiedzanie parku już za dnia.