Podróż dobiegła końca i na świeżo stwierdzamy z żoną, że była bardzo, bardzo udana. Zobaczyliśmy wiele wspaniałych miejsc, program zrealizowaliśmy w więcej niż 100%, choć oczywiście brakowało nam paru dni, żeby zobaczyć wszystko, co byśmy chcieli. Dodatkowy tydzień by to zniwelował i pozwolił na dodanie co najmniej dnia na Synaju, oazy Siwa, dnia lub dwóch w delcie Nilu i więcej czasu w Egipcie Środkowym. Ale nie można mieć wszystkiego. Odwiedziliśmy wszystkie 7 miejsc z listy UNESCO w Egipcie i wiele miejsc z listy informacyjnej.
Pierwszy raz robiłem relację na żywo, spisując wrażenia dnia, obrabiając i wrzucając zdjęcia. Nie było to proste – praktycznie codziennie spędzałem na tej czynności około dwóch godzin i kończyłem nieraz grubo po 23.00. Raz tylko musiałem dokończyć relację z samego rana, spędzając wieczór w Gizie z bardzo sympatyczną parą Kanadyjczyków. Ale udało się i jestem z siebie dumny.
Przejechaliśmy wynajętym samochodem 5938 kilometrów (plus jakieś 250 terenówką jako pasażerowie), pokonując trasę z załącznika.
Jeśli chodzi o jakość zabytków, pozwolę sobie na odważne stwierdzenie – Egipt to numer jeden na świecie. Nie wyobrażałem sobie, że to, co zobaczymy, będzie aż tak dobrze zachowane. Zabytki Luksoru (Dolina Królów, Karnak i sama świątynia luksorska) to jedna z pięciu najwspanialszych rzeczy, jakie widziałem w życiu, a wiele innych mieści się wysoko w pierwszej setce. Wielka w tym zasługa mody na Egipt, panującej od rozszyfrowania hieroglifów przez Champolliona przez cały XIX i XX w., podsycanej dodatkowo kamieniami milowymi w rodzaju odkrycia grobowca Tutenchamona w 1922 r. Inne ważne dla cywilizacji miejsca, jak Mezopotamia, nigdy nie doświadczyły aż takiego zainteresowania i nie mają obecnie do zaoferowania tylu porównywalnych zabytków.
Ale Egipt to nie tylko zabytki kultury, nie można zapomnieć o wspaniałej przyrodzie. My ledwie jej liznęliśmy na Czarnej i Białej Pustyni, w Wadi Al-Hitan i Gebel Qatrani.
Z miejsc poza turystyczną trasą Synaj – Kair – Luksor – Asuan – Abu Simbel największe wrażenie zrobiły na nas (w kolejności zwiedzania):
Monaster św. Antoniego
Beni Hassan
Abydos
Dendera
Esna
Edfu
Wadi al-Hitan i Skamieniały Las
Biała Pustynia
Dahszur
Jeśli chodzi o infrastrukturę turystyczną i łatwość podróżowania, kraj jest w zasadzie bezproblemowy. Trochę gorzej robi się, gdy wyjedziesz poza otwarty szlak, szczególnie w Egipcie Środkowym – Booking.com nie pokazuje niemal żadnych sensownych hoteli i trzeba szukać na własną rękę. Nigdy nie mieliśmy z tym problemu, cenowo zwykle wychodziło taniej. Mimo teoretycznego obowiązku płacenia wyłącznie w USD wszędzie akceptowali od nas funty, które wyciągałem bezprowizyjnie z bankomatu, korzystając ze zwykłej karty bankowej przeliczającej po kursie MC. Uwaga – niektóre bankomaty stosują podwójne przewalutowanie, ale mój bank (BNP Paribas) mnie przed tym "chronił" i nie pozwalał z nich wyciągnąć pieniędzy. Karta działała jednak w bardzo popularnych w Egipcie bankomatach Banque Misr oraz banku z Emirates w nazwie, co oznacza, że te podwójnego przewalutowania nie stosują.
W kraju angielski jest powszechny, jednak jego poziom pozostawia wiele do życzenia – wiele osób spoza miejsc turystycznych zna tylko parę słów, pewnie jeszcze ze szkoły. Ale w podstawowych rzeczach wystarczy, aby się dogadać.
Największy problem jest ze znalezieniem ciepłego posiłku w godzinach obiadowych. Oczywiście w dużym mieście jest ok, ale przy drogach nie ma zupełnie miejsc do jedzenia. W razie dużego głodu można ratować się sprzedawanymi na stacjach słodkościami.
Parę razy już podkreślałem, że pogodę mieliśmy idealną – temperatury od 15 do 25 stopni były wspaniałe do zwiedzania. Atrakcje egipskie są często położone tak, że na miejscu nie ma prawie zupełnie cienia. Szczerze podziwiam, ale i współczuję osobom, które zwiedzają Egipt latem.
Kilka uwag na temat jazdy wypożyczonym samochodem:
Mimo alarmujących opinii, jeździło się całkiem dobrze. Drogi międzymiastowe są na ogół w bardzo dobrym stanie. Gorzej było, jak się wjechało do miast i miasteczek – wszechobecne dziury i progi zwalniające potrafią napsuć krwi. Szczególnie dała się nam we znaki trasa z Sohagu do Abydos i Dendery, jak również trasa z Luksoru do Asuanu przez Esnę, Edfu i Kom Ombo – niemal cały czas jedzie się przez obszar zabudowany.
Kierowcy jeżdżą w specyficznym arabskim stylu, do czego trzeba się przyzwyczaić – wyprzedzanie na trzeciego, jazda slalomem lub pod prąd to tu normalka. Ja zwykle po dniu-dwóch czuję się w takim miejscu jak ryba w wodzie. Egipską specyfiką jest jazda po zmroku bez świateł – tzn. nie tak zupełnie bez świateł, bo używają ich wyłącznie do ostrzegania innych kierowców z naprzeciwka. A więc jazdy po zmroku raczej nie polecam. Inną specyfiką jest jazda pod prąd na drogach szybkiego ruchu. Czasem nie wiadomo, czy jesteś po właściwej stronie drogi, ale nikt się tym specjalnie nie przejmuje.
W kraju buduje się i remontuje niesamowicie wiele dróg. Jeszcze nigdzie nie widziałem tak szeroko zakrojonych prac niemal w całym kraju. Między innymi przez to Google Maps okazywało się zaskakująco niedokładne. W dużych miastach pokazywało drogi, które są zamknięte, nie widziało też świeżo oddanych lub właśnie remontowanych, a przez to niedostępnych dróg. Ale zawsze dawało się znaleźć sensowny objazd, czasem kosztem dodatkowych 10-15 minut.
Świetna autostrada po wschodniej stronie Nilu jest w zasadzie niedostępna przy przejazdach na południe na odcinku Bani Suwajf – Minia. Dalej na południe ma co najmniej dwa pasy w obu kierunkach.
O swoich przygodach z policją pisałem już szeroko, więc nie będę się powtarzał. Generalnie poza utartym szlakiem chcą turystę eskortować. Jest to nagminne w Środkowym Egipcie pomiędzy Fajum/Bani Suwajf a Luksorem.
Dla turystów niedostępne są (według stanu na luty 2023):
- trasa z Taby do Suezu
- Western Desert Road na odcinku Luksor – Sohag
- drogi na zachód od Western Desert Road na pustynię (Charga)
- droga z Siwy do Al-Bahrijji
To oczywiście nie jest kompletna lista, no ale wszystkich nie sprawdzałem :) Pewnie da się nimi pojechać, jeśli poinformujemy policję zawczasu i uzyskamy jakiś permit, ale kto ma czas na takie zabawy.
Droga na zachód od Monasteru św. Katarzyny jest dostępna teoretycznie tylko w konwoju i policja puszcza co dwie parzyste godziny, tj. o 8.00, 10.00, 12.00 itd. Tak czy inaczej jest w budowie.
W niemal całym kraju można jeździć na ile warunki i fantazja pozwala. Jedynie w Kairze i na północ od niego (trasa do Aleksandrii) trzeba uważać, bo jest zatrzęsienie fotoradarów. Raz dostałem mandat za prędkość, ale 200 funtów czyli około 30 zł to nie był majątek.
Trzeba dbać o poziom paliwa w baku. Oczywiście w terenach zaludnionych stacji benzynowych jest bez liku, ale na drogach pustynnych czasem trzeba jechać ponad 100 kilometrów bez żadnej stacji. Po przykrych doświadczeniach z przeszłości jestem na tym punkcie przewrażliwiony, więc wybierając się w miejsca niezaludnione tankowałem, gdy miałem około połowy baku. Płaci się wyłącznie gotówką z 5-funtowym napiwkiem dla pracownika. Paliwo jest śmiesznie tanie – kosztuje około 9-10 funtów za litr (1,50 zł). Pełen bak kosztował mnie zwykle 400 funtów.
Lokalna karta SIM jest niezbędna przy podróży własnym autem. Policja często pyta o egipski numer i potem dzwoni, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku. Niemal wszędzie mieliśmy dobry zasięg 4G lub 5G, choć nie wszystkie sieci go zapewniają w równym stopniu. Miejscowi polecali Vodafone, który pokazywał zasięg 4G na całej trasie z Al-Bahrijji do Gizy, podczas gdy np. Etisalat na większości tej pustynnej trasy nie miał w ogóle pokrycia.
Na koniec podsumowanie kosztów – nie licząc biletów lotniczych (ten wydatek poniosłem w 2019 i częściowo w 2020 r. i wyniósł około 2500 zł) cały wyjazd zamknął się w kwocie 10 800 zł, wliczając w to wszystko, włącznie z wizami, wynajmem samochodu (największa pozycja – prawie 2000 zł), paliwem, hotelami, jedzeniem i atrakcjami.
Dziękuję za uwagę, szczególnie wszystkim, którym chciało się przeczytać moje dość długie wpisy i do następnej relacji!