Osobliwością Asmary jest cmentarz czołgów, pamiątka po krwawej wojnie narodowowyzwoleńczej, trwającej w Erytrei 30 lat. Erytrejczykom udało się wywalczyć niepodległość dopiero w 1992 r., przez co jest to jeden z najmłodszych krajów świata. Etiopia miała nad zbuntowaną prowincją gigantyczną przewagę militarną, ale to nie wystarczyło do zwycięstwa. Setki zniszczonych etiopskich czołgów i innego sprzętu z kluczowego etapu wojny można Oglądać na cmentarzysku niemal w centrum miasta. Nie wiedzieć czemu turysta nie może to sobie obejrzeć ot tak, trzeba wcześniej uzyskać pozwolenie z Ministerstwa Turystyki, naprzeciwko kościoła Matki Boskiej Różańcowej w centrum miasta. Postanowiliśmy jednak olać ten permit i spróbować się tam dostać na lewo. Nie było z tym żadnego problemu, zwały militarnego złomu piętrzą się nieogrodzone, można nawet wspiąć się na zardzewiały czołg czy wojskową ciężarówkę. Gigantyczne wysypisko robi wrażenie, ale w Polsce by się nie ostało, dawno ktoś by je rozebrał na złom. W najbliższej okolicy, pomiędzy wrakami, mieszkają zresztą ludzie, ale tam mieszkańcy nie chcieli nas wpuścić.
W poniedziałek (31.10) rano poszliśmy po permity na zwiedzanie rzeczy poza Asmarą. W scenariuszu idealnym chcieliśmy w dwa dni zwiedzić Massawę i Karen i o taki permit poprosiliśmy. O 8 rano złożyliśmy dokumenty, licząc po cichu, że dostaniemy przepustki od ręki. Nadzieja matką głupich, kazali nam przyjść najpierw o 11.00, potem po przerwie o 14.30. O 14.30 nic się nie zadziało, niby mieliśmy otrzymać papiery o 17.30. I koło 17.00 faktycznie dostaliśmy, tyle, że błędne. Urzędnicy zdecydowali, że do Massawy już i tak nie zdążymy i dali permit tylko do Karen. Nam zależało bardziej na Massawie, więc postanowiliśmy permit zignorować. Utwierdziły nas w tej decyzji Martina Sebova i Rachel Davey, prowadzące całkiem znanego bloga
veryhungrynomads). Spotkaliśmy dziewczyny w kawiarni tuż obok ministerstwa i chwilę pogawędziliśmy – potwierdziły, że do Massawy permitów nie sprawdzają. W momencie spotkania koleżankom brakowało jeszcze kilku krajów do zamknięcia listy 193 krajów, ale mamy świeżą informację, że właśnie odwiedziły wszystkie. Brawo dziewczyny!
Sytuacja w biurze przepustek pokazała nam, w jak absurdalnym kraju się znajdujemy. Erytrea jest słynna z wykorzystywania do bólu swoich młodych obywateli, każąc im przez 10 lat odbywać służbę wojskową lub cywilną na rzecz państwa. Służba jest oczywiście najzupełniej darmowa. W tej sytuacji nie dziwi, że tak wielu młodych Erytrejczykòw szturmuje granice Europy w nadziei na lepszą przyszłość. Taka sytuacja nikomu nie służy, państwo nie jest w stanie zorganizować zajęcia wszystkim tym "poborowym". Dlatego też w biurze przepustek pracowało na dwie zmiany chyba z 10 osób wykonując pracę, którą gdzie indziej wykona jedna, najwyżej dwie osoby. Zresztą w normalnym kraju takie biuro w ogóle nie byłoby potrzebne.