Wjeżdżając do
Irbilu od razu widać, że jesteśmy w innym świecie. Kurdystan w niczym nie przypomina federalnego Iraku – chyba tylko w używanej walucie. Ludzie ubierają się inaczej, ruch drogowy jest w ogóle znacznie bardziej uporządkowany (są tu nawet fotoradary!), są z prawdziwego zdarzenia wieżowce, ogólnie cywilizacja jest o kilka stopni wyżej – znacznie bliżej mu do południowej Turcji, niż do Iraku. Irbil to miasto bardzo stare - kiedyś nazywał się Arbela i nieopodal rozegrała się jedna z rozstrzygających bitew Greków Aleksandra Wielkiego z Persami. Zabytków starożytności jednak nie widać – od zawsze było tu ludne miasto i nie było jak prowadzić wykopalisk. Symbolem Irbilu jest jego cytadela wybudowana za czasów Imperium Osmańskiego, ale z pewnością zamieszkana jeszcze w czasach prehistorycznych. Cytadela to jeden z tych zabytków, które wyglądają wspaniale z zewnątrz (zwłaszcza w nocy!), a oglądane od środka przynoszą rozczarowanie. Wewnątrz trwają prace renowacyjne i dostępna do zwiedzania jest tylko jedna, główna ulica z całkiem przyjemnymi muzeami kurdyjskich tekstyliów i klejnotów.
Cytadela to najlepsze miejsce, żeby zaopatrzyć się w pamiątki, kolega zakupił m.in. banknoty z czasów Saddama. Moją uwagę przykuł osobliwy magnes z Halabdży, gdzie w ataku chemicznym Saddam zabił około 5 tysięcy Kurdów. Załączam zdjęcie - wyobrażacie sobie umieścić coś takiego na lodówce?
W Irbilu spędziliśmy cały dzień, objeżdżając taksówką główne miejsca. Polecam zwłaszcza bezpłatne Muzeum Cywilizacji i Muzeum Syriackiego Dziedzictwa. Punktem obowiązkowym powinna być wieczorna wizyta na
Placu Szar, centralnym punkcie Irbilu, u podnóża cytadeli.
Ostatniego dnia podróży pojechaliśmy na wycieczkę na północ, jadąc słynną Hamilton Road m.in. do
wodospadów Bekhal – ładnych, ale kompletnie obstawionych straganami z pamiątkami. Wjechaliśmy kolejką linową na górę Korek, będącą zimą ośrodkiem narciarskim, a w drodze powrotnej wstąpiliśmy pod zamek Hanzad. Jak widać, Kurdystan ma całkiem spory potencjał turystyczny i przyzwoicie rozwiniętą bazę. Oby za jakiś czas to samo można było powiedzieć o Iraku federalnym.
Z kwestii praktycznych – według stanu na listopad aby wydostać się z Kurdystanu potrzebny jest test PCR, niezależnie od tego, czy kraj przylotu tego wymaga. Testy można bez problemu zrobić w centrum Erbilu, płacąc za to 40 tys. dinarów (niecałe 30 $).
Podsumowując iracką część podróży mogę dodać, że była nadzwyczaj udana. Kraj jest niezwykle interesujący i ciągle bardzo autentyczny. Uwielbiam takie miejsca i polecam zwiedzić Irak zanim stanie się popularny dla masowej turystyki. Wewnątrz czułem się bezpiecznie, choć lojalnie dodam, że od czasu do czasu zdarzają się tam zamachy, głównie na głębokiej prowincji. Znacznie bardziej prawdopodobne jest zginąć w wypadku samochodowym niż paść w Iraku ofiarą zamachu.