Jak trudny jest ten rok dla podróżników, nie muszę opisywać. Z naszej perspektywy do tej pory był jednak dość udany, ale to tylko dlatego, że przed wybuchem pandemii zaliczyliśmy dwa dłuższe wyjazdy - na przełomie grudnia i stycznia nieopisywane tu Włochy, a potem Argentynę i okolice, zdążywszy wrócić na dwa tygodnie przed wprowadzeniem obostrzeń w Polsce.
Kolejne trzy miesiące były dla nas, tak jak i dla wszystkich martwe z powodu kwarantanny na przyjeździe. W wakacje zrobiło się nieco lepiej, ale nie chcieliśmy wykorzystywać dłuższego urlopu na podróże po Europie. Pojechaliśmy za to na krótko do Czech oraz Bułgarii, a ja dodatkowo samodzielnie do UK. Martwy podróżniczo czas wykorzystywałem na poszukiwanie okazji i w kwietniu, w środku zamknięcia, w ciągu praktycznie jednego wieczoru kupiłem trzy bilety w bardzo atrakcyjnych cenach.
Pierwszy miał być wylot na Karaiby pomieszane z Zachodnią Afryką z pierwszą nogą planowaną na wrzesień. Został odwołany z powodu bankructwa linii lotniczej.
Drugi miał być wylot z Berlina na ferie zimowe do Egiptu. Został odwołany parę dni temu przez Easyjet nie wiadomo z jakiego powodu.
No i wreszcie trzeci, długi urlop planowany na koniec listopada i grudnia. Na ten bilet akurat liczyłem najmniej, bo najprawdopodobniej super korzystna cena wynikała z błędu taryfowego, które ostatnio utrzymują się rzadko. No i rzeczywiście perturbacji było co niemiara, odwołane wszystkie oryginalne loty, ale rezerwację udało się utrzymać, przesuwając loty na bardziej korzystne terminy i wydłużając trochę urlop.
Potem nadszedł koniec października i realna groźba „narodowej” kwarantanny. Mogłoby się okazać, że mając bilet nie moglibyśmy z niego skorzystać, bo nie pozwoliliby nam na przyjazd na lotnisku w celu turystycznym. Tak naprawdę dopiero tydzień temu byliśmy przekonani, że polecimy.
Lecimy bardzo daleko, do jednego z nielicznych krajów poza Europą, który jest niemal całkowicie otwarty – nie wymaga ani kwarantanny, ani nawet testu. Sytuacja epidemiczna nie jest tam może najlepsza, ale obecnie w porównaniu z Polską praktycznie wszędzie jest dużo lepiej. Mamy więc nadzieję, że nie dopadnie nas tam wirus, zła pogoda, źli ludzie czy cokolwiek innego, czego byśmy sobie nie życzyli. Liczę, że odpoczniemy od zimna, zamknięcia w domu i newsów z kompletnie zabałaganionej polskiej polityki.
Komputera ze sobą nie biorę, więc dalsze wpisy powstaną po powrocie. Trzymajcie kciuki, a jeśli ktoś ma pomysł na miejsce, w które się wybieramy, może się podzielić w komentarzu.