Zupełnie nie planowaliśmy wizyty w Buenos Aires podczas tej podróży, ale z uwagi na splot korzystnych okoliczności zaoszczędziliśmy wcześniej aż dwa dni i trzeba było coś z tym czasem zrobić. Miałem pewien plan, który i tak wymagał dwukrotnego przejechania przez centrum Buenos Aires, bo to miasto nie ma sensownej obwodnicy. Skoro już tam byliśmy, postanowiłem zrobić krótką przerwę i odwiedzić jeden z najsłynniejszych zabytków miasta -
Teatro Colón, najbardziej prestiżową scenę w Ameryce Południowej. Choć bilety nie są tanie, zdecydowanie warto – opera jest po prostu wspaniała, zbudowana według najlepszych wzorców europejskich. Rozbawiła nas reakcja Martyny, która kazała rozpuścić sobie włosy, żeby w przepychu teatralnych korytarzy kręcić piruety i udawać księżniczkę.
Przy okazji mogliśmy obejrzeć sobie centrum Buenos Aires, wraz z
Avenida 9 de Julio, jedną z najszerszych (niektórzy twierdzą, że najszerszą) ulicą świata oraz słynnym
Obeliskiem - pomnikiem 400-lecia założenia miasta. Konkluzja jest jedna – nic dziwnego, że Buenos jest uważane za najpiękniejsze miasto Argentyny, a być może nawet całej Ameryki Południowej. Różnica między Buenos a drugim najładniejszym miastem podczas naszej podróży, czyli Saltą, jest ogromna. Buenos jest na pewno warte dłuższego pobytu, co zamierzamy zrobić, gdy kiedyś odwiedzimy Argentynę po raz drugi.
O ile do tej pory nie narzekałem na argentyńskie drogi, Buenos Aires jest wyjątkiem. Jak już wspomniałem, nie ma obwodnicy, a autostrada, która z przerwami prowadzi przez miasto, ma kilka punktów poboru opłat – przy każdym tworzą się spore korki. Być może to celowe działanie, ale o wiele praktyczniej byłoby zostawić bramki tylko na zjazdach, a kierowców tranzytowych kasować raz na wyjeździe.
Ostatecznym celem naszej podróży była niespodzianka, którą chcieliśmy zrobić dzieciom – najstarszy na świecie dziecięcy park rozrywki -
Republica de los Niños - Republika Dzieci na przedmieściach La Platy. Park został oddany w 1951 r. przez fundację Evy Peron i jego głównym celem było krzewienie wśród młodych Argentyńczyków ideałów demokracji i postaw obywatelskich. W założeniu miał być dostępny dla wszystkich, stąd i do tej pory nie pobiera się opłat za wstęp. Park został zbudowany jako miniaturowa stolica kraju z Parlamentem, Siedzibą Rządu, Bankiem Dziecięcym czy Pałacem Kultury (zainspirowanym Tadź Mahal) czy kościołem, zbudowanych wzdłuż głównej ulicy miasteczka. Budynki są dostosowane do dziecięcych rozmiarów i pomalowane na bajkowe kolory. Choć park po 70 latach od otwarcia domaga się modernizacji, do tej pory te wszystkie budynki wyglądają po prostu ślicznie. Choć część atrakcji była nie wiedzieć czemu zamknięta, i dzieciom i nam rodzicom bardzo się podobało.
Jedną z atrakcji był samolot i dzieci, gdy tylko go zobaczyły, zaczęły piszczeć, że musimy tam natychmiast pójść. A przecież i Adam, i Martyna lecieli już samolotem co najmniej kilkadziesiąt razy… Ech, dzieci...
Ponoć park wkrótce po otwarciu odwiedził Walt Disney, zainspirował się jego wyglądem i cztery lata później ukończył swój pierwszy
Disneyland w Kalifornii. Wydaje się, że to prawda, bo układ tego parku jest łudząco podobny do Republiki Dzieci.