Ostatnie dwa dni spędziliśmy w stolicy, w mieście Meksyk czy w
Ciudad de Mexico (ale nie w Mexico City, której to nazwy w języku polskim strasznie nie lubię i nie rozumiem – przecież Meksykanie nie gęsi i nie angielski, lecz swój język mają!).
Ciudad de Mexico było największym miastem, które wspólnie odwiedziliśmy do tej pory, według niektórych ciągle największym miastem świata. Na marginesie, statystyka największych miast świata jest dla mnie niewiele warta – na ogół ciężko odróżnić, co jest miastem właściwym, a co aglomeracją, a branie pod uwagę zwykłego podziału administracyjnego może być mylące. Czasem wystarczy dekretem dodać do obszaru miejskiego jakieś przedmieście, a statystyka się zmieni, podczas gdy w rzeczywistości nie zmieniło się nic.
Dlaczego w ogóle piszę o wielkości miasta? Wiele osób obawia się wjazdu samochodem do takich molochów. Ja też miałem kiedyś podobne obawy, ale rozpoznałem bojem, że nie ma się czego bać, może poza irytującymi korkami w godzinach szczytu. W wielkich miastach jest nawet łatwiej niż w mniejszych, bo na ogół są przeorane wielopasmowymi ekspresówkami. Miasto Meksyk nie należy być może do najłatwiejszych (i korki też potrafią być spore), ale spokojnie można się po nim poruszać bez większego stresu. Oczywiście tu, jak i wszędzie, znacznie lepiej jest jeździć metrem.
Właśnie, jeśli o metrze mowa, to ma ono złą opinię, podobnie jak cała stolica. Ponoć zdarzają się tu kradzieże i rabunki i ogólnie nie jest bezpiecznie. Po oddaniu samochodu korzystaliśmy z metra cały czas, również późnym wieczorem, spacerowaliśmy po zmierzchu po stołecznych ulicach i nie czuliśmy zagrożenia. Ale fakt, że w porównaniu z innymi miastami w Ciudad de Mexico jest mniej komfortowo – dużo jest tu bezdomnych i różnych oberwańców. Nie widziałem jednak, żeby próbowali być agresywni czy nawet namolni, choć Kasia nie chciała sama spacerować po ulicach.
Stolica Meksyku kojarzy się ze wspaniałymi budynkami, zocalo (głównym placem) i katedrą, po prostu atrybutami stolicy czy też każdego wielkiego miasta. Kojarzy się też z kościołem (czy raczej kościołami – starym i nowym)
Matki Boskiej z Gwadelupe, który odwiedziliśmy w jeden z naszych dwóch wieczorów. Ale chyba zbyt rzadko Ciudad de Mexico kojarzy się ze współczesną architekturą, a to przecież jeden ze znaków rozpoznawczych tego miasta w skali światowej!
Na szczęście sami Meksykanie doceniają swoją współczesną architekturę, docenia ją również UNESCO – dwa wpisy ze stolicy są poświęcone właśnie jej. Jednym z nich jest
Centralny Kompleks Uniwersytetu Meksykańskiego (UNAM), wybudowany w całości w stylu modernistycznym. Kompleks jest ogromny i na jego całościowe zwiedzenie trzeba by było całego dnia. Zobaczyliśmy jedynie próbkę – kilkanaście budynków – i trzeba przyznać, że strasznie się nam spodobał. Za kampusem rozciąga się kompletnie dzika przestrzeń, w którą wkomponowano ogromne bryły o różnym kształcie i konstrukcji. Wszystko to jest dostępne dla studentów i zwiedzających.
Innym wybitnym przykładem modernistycznej architektury jest
Stadion Olimpijski, służący jako arena zmagań podczas Igrzysk w 1968 r. i z racji wysokości sprzyjający dobrym wynikom (to tam Bob Beamon skoczył w dal w XXI w. bijąc rekord świata o 35 centymetrów). Stadion widzieliśmy tylko przejazdem, natomiast dokładnie obejrzeliśmy jeszcze jeden wspaniały pomnik architektury -
Museo Nacional de Antropologia czyli
Narodowe Muzeum Antropologiczne. Poza zawartością muzeum jest perełką samo w sobie – dość powiedzieć, że jego ogromny zadaszony dziedziniec utrzymuje się na jednej tylko kolumnie, co czyni zeń największą tego typu konstrukcję na świecie.
Muzeum warto byłoby odwiedzić nawet, gdyby mieściło się w baraku, bo jego zawartość czyni je jednym z najważniejszych muzeów świata. Najcenniejsze artefakty z najważniejszych meksykańskich stanowisk archeologicznych przeniesiono właśnie tu – można oglądać sztukę Majów, Azteków, Tolteków, Olmeków i wszystkich tych, którzy wywarli na Meksyku swoje piętno przed przybyciem Hiszpanów. Bardzo bogata jest też sekcja etnograficzna, opowiadająca o współczesnej kulturze ludowej Meksyku. Ostrzegam – muzeum jest bardzo duże i trzeba minimum trzech godzin na choćby pobieżne jego obejrzenie. Nam dzieci trochę zastrajkowały pod koniec, trzeba je było przekupić czymś ekstra. Czym ? – o tym w następnej, ostatniej już notce z Meksyku.