Somaliland jest krajem bardzo bezpiecznym dla turystów i władze bardzo dbają o to, by tak pozostało. Można by stwierdzić, że dbają aż za bardzo, skutecznie zniechęcając obcokrajowców do samotnego opuszczania stolicy. Być może można to zrobić samodzielnie, ale większość źródeł internetowych wskazuje, że legalnie można się poruszać tylko po uprzednim wynajęciu uzbrojonego strażnika (czytaj: policjanta po godzinach). Przyjemność taka kosztuje od 10 do 25 dolarów. Niektórzy twierdzą, że konieczność posiadania eskorty nie dotyczy wszystkich miejsc i że np. trasa Hargeisa-Berbera jest do zrobienia samodzielnie.
Jeśli się ma czas, warto próbować podróży samodzielnej - biorąc jednak pod uwagę, że znajdujemy się w części świata, w której procedury mogą się zmienić z dnia na dzień, a samowola urzędnicza jest dość znaczna. Niestety, sam nie dorzucę nic ze swojego doświadczenia, bo poza Hargejsę udałem się kupując w hotelu Oriental przepłaconą wycieczkę w formule all inclusive, czyli z kierowcą, eskortą i zezwoleniem Ministerstwa Turystyki, koniecznym do zwiedzenia Laas Geel. Potem tego żałowałem i gdybym poczekał jeszcze dzień czy dwa, zdecydowałbym się na wycieczkę samotną. Byłem jednak świeżo po doświadczeniach z Dżibuti i chwilowo nie miałem ochoty na kolejne przygody z policją i administracją.
Jeśli mowa o atrakcjach turystycznych Somalilandu, to bez wątpienia nasuwa się jedno –
rysunki naskalne w Laas Geel. Malowidła znajdują się jakąś godzinę drogi od Hargejsy, niedaleko głównej szosy do Berbery. Namalowane co najmniej 5000 lat temu, zostały odkryte dla społeczności międzynarodowej dopiero w 2002 roku! Mimo braku jakiejkolwiek ochrony, z uwagi na korzystne warunki atmosferyczne i praktyczny brak turystów, malowidła są w świetnym stanie. Gdyby coś takiego odkryto w Europie, zaraz cały kompleks byłby otoczony ścisłym nadzorem, a wizyty turystów limitowane. A tutaj, wszystko jest praktycznie w wolnym dostępie. Laas Geel to jeden z największych braków na liście UNESCO i chyba niestety tak pozostanie dopóki społeczność międzynarodowa nie zacznie uznawać Somalilandu jako niezależne państwo.
W drodze do Laas Geel i w wielu innych miejscach w Somalilandzie można spotkać ogromne żółwie.
Droga do Berbery jest bardzo dobra, choć są nieliczne miejsca ze słabym asfaltem i dużymi dziurami, więc prowadzić trzeba ostrożnie. Przed każdą większą wioską trzeba się zatrzymać przed szlabanem lub sznurkiem, obok którego policjant kontroluje pojazdy. Były to jedyne momenty, w których mój strażnik nakładał czapkę – wtedy nikt o nic nie pytał i szlaban się podnosił (a sznurek opuszczał) prawie że automatycznie.
Berbera jest dużym portem, służącym jako towarowe okno na świat zarówno Somalilandowi, jak i sąsiedniej Etiopii. Niestety, w samym mieście nie ma kompletnie nic ciekawego, może poza pseudo pomnikami na głównych skrzyżowaniach. W mieście jest o kilka stopni cieplej, niż w Hargeisie. Kilka kilometrów od Berbery znajduje się publiczna plaża, popularna wśród miejscowych. Mimo konserwatywnego islamu, widziałem młodych chłopców kąpiących się razem z dziewczynami, te ostatnie oczywiście w przepisowym stroju.
Z Berbery udaliśmy się jeszcze do
Shiikh, małego miasteczka w górach. Tu też trudno wskazać jakieś atrakcje turystyczne, choć można za takie uznać ładne widoki górskiego krajobrazu. Ogólnie można powiedzieć, że Somaliland jest całkiem zielony i, przynajmniej w zachodniej części, krajobrazów pustynnych jest na lekarstwo. Wszędzie wiernie łaził za mną strażnik z kałachem, ale dla wszystkich było jasne, że jest to niepotrzebne.
To już ostatni wpis z Somalilandu i tej podróży. Mam nadzieję, że pokazałem, że nie taki diabeł straszny i że na mniej uczęszczanych szlakach można znaleźć coś ciekawego. O ile Dżibuti mnie rozczarowało, w Somalilandzie czułem się naprawdę świetnie i z czystym sumieniem mogę ten kraj polecić. No i trzymam kciuki za ich niepodległość!
Dziękuję wszystkim czytelnikom, a szczególnie tym, którzy pozostawili komentarz. Następna podróż, tym razem rodzinna, już za dwa dni - relacja od połowy lipca tylko na Geoblogu :)