Geoblog.pl    stock    Podróże    Rodzinnie na Wyspy Zielonego Przylądka    Znów w Afryce
Zwiń mapę
2018
10
mar

Znów w Afryce

 
Wyspy Zielonego Przylądka
Wyspy Zielonego Przylądka, Mindelo
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 0 km
 
Tegoroczne podróże rozpoczęły się dla nas niewielkim i niezbyt miłym przesunięciem. Pierwszy krótki wyjazd zaplanowaliśmy już w lutym, a celem miał być Synaj. Niestety, choroby połowy rodziny uniemożliwiły nam wyjazd, choć decyzję podejmowaliśmy w ostatniej chwili. Pech prześladował nas dalej i nawet przy tym wyjeździe nie wszyscy z nas byli w pełni zdrowi. Zdecydowaliśmy się jednak podjąć (na szczęście niewielkie) ryzyko i literalnie tym razem wyszło to nam wszystkim na zdrowie.

Trzeci raz z rzędu celem naszej rodzinnej podróży miała być Afryka. Na Wyspy Zielonego Przylądka mieliśmy się wybrać już dwa lata temu, ale najpierw niespodziewane anulowanie lotu przez Binter Canarias, a potem ważne sprawy rodzinne sprawiły, że musieliśmy porzucić pierwotny plan. Rezultatem tej zmiany była całkiem przyjemna podróż do Irlandii kilka miesięcy później.

A Wyspy Zielonego Przylądka kazały na siebie czekać bardzo krótko (czy raczej my kazaliśmy na siebie czekać Wyspom :-)). W październiku 2017 zauważyłem świetną promocję TAP Portugal z Luksemburga do Prai i w zasadzie natychmiast kupiłem bilety. Kosztowały mniej niż 200 euro na głowę (z Warszawy w tym samym czasie kosztowały około 400 euro na głowę) i za 800 euro oszczędności uznałem, że opłaca się jechać z Warszawy do Luksemburga (koszty paliwa, parkingu, dodatkowego noclegu i jedzenia nie wyniosły więcej niż tysiąc złotych).

Wyspy Zielonego Przylądka są obecnie bardzo łatwo dostępne, i to dla turystów z niekoniecznie grubym portfelem. Pobyty wypoczynkowe są stosunkowo tanie, a jeśli ktoś jest na tyle elastyczny, żeby wyjechać za maksymalnie kilka dni od zakupu, ceny wycieczek potrafią być absurdalnie niskie. Problem w tym, że pobyty wypoczynkowe ograniczają się w zasadzie do dwóch turystycznych wysp – Sal i Boa Vista, których wcale nie mieliśmy ochoty zwiedzać. Dla 4-osobowej rodziny samodzielna organizacja wyjazdu jest ciągle optymalna.

Patrząc obiektywnie, Cabo Verde powinno być dla nas nieco mniej ciekawe niż dla średniego turysty – wszak kilka miesięcy wcześniej byliśmy w miejscu, zdaniem niektórych, dość podobnym, czyli na Wyspach Św. Tomasza i Książęcej. Oba kraje łączy podobna przeszłość, a szczególnie najnowsza historia, ten sam język (portugalski), a co za tym idzie podobna kultura. Czy rzeczywiście te dwa kraje są tak do siebie podobne? – na to pytanie odpowiem w trakcie relacji.

Choć nasze pierwsze doświadczenia z liniami TAP były mało zachęcające, druga podróż wypadła znacznie lepiej. Mimo to zaczęło się trochę nerwowo, bo samolot z Luksemburga do Lizbony wystartował z ponad godzinnym opóźnieniem. Według planu na przesiadkę w Lizbonie mieliśmy równo godzinę, była więc szansa, że nie zdążymy. Celowo piszę „szansa”, bo taka sytuacja skutkowałaby prawdopodobnie wypłatą odszkodowania w przyjemnej wysokości 4x600 euro, co pokryłoby z nawiązką koszty wyjazdu. Koniec końców samolot do Prai miał jeszcze większe opóźnienie i zdążyliśmy z przesiadką bez problemu.

Pierwsze chwile na Wyspach Zielonego Przylądka nasunęły myśl, że bez wątpienia jesteśmy w Afryce. Ogromna kolejka po wizę w środku nocy przy jednym działającym okienku sprawiła, że niektórym turystom zaczęły puszczać nerwy. Tak w ogóle, wiz od stycznia 2018 miało już nie być, ale rząd „nie wyrobił się” z nowymi przepisami, przez co staliśmy się ubożsi o 4x25 euro. Podobno od maja 2018 wizy dla obywateli UE mają być ostatecznie zniesione.

Stolicę opuściliśmy ekspresowo, bo po trzech godzinach na lotnisku wsiedliśmy w kolejny samolot na wyspę Sao Vicente. Loty między wyspami obsługiwała do niedawna lokalna linia TACV, ale niedawno zbankrutowała i wszystkie operacje przejął kabowerdyjski oddział hiszpańskiego Bintera. Binter Cabo Verde działa bardzo sprawnie, choć niestety nie można powiedzieć, że jest tani. Przeloty kosztują niemało, ale w zasadzie nie ma dla nich alternatywy – promy funkcjonują tylko pomiędzy niektórymi wyspami, a pomiędzy archipelagami Wysp Podwietrznych i Zawietrznych nie ma ich w ogóle. W rezultacie za trzy przeloty po wyspach zapłaciliśmy prawie 600 euro za całą rodzinę, a więc niewiele mniej, niż za przelot z Europy.

Wreszcie jednak wylądowaliśmy w Mindelo, drugim największym mieście Wysp Zielonego Przylądka i kulturalnej stolicy kraju. Lotnisko w Mindelo ma za patronkę najbardziej znaną Kabowerdyjkę – Cesarię Evorę, zmarłą parę lat temu znakomitą śpiewaczkę, pochodzącą właśnie z Mindelo. Evora cieszy się tu zasłużoną estymą, bo nikt tak jak ona nie rozsławił w świecie tego kraju i jego kultury.

Choć kraj ma w nazwie przymiotnik zielony, wcale taki zielony nie jest. Wyspy są pochodzenia wulkanicznego, leżą w strefie pasatów, ale opadów jest tu niewiele. W rezultacie na prawie wszystkich wyspach występują poważne problemy z wodą, a krajobraz jest raczej pustynny. Na płaskich wyspach w dodatku prawie cały czas wieje, co odczuliśmy najbardziej właśnie na Sao Vicente. Jeśli chodzi o klimat, jest tutaj więc zupełnie inaczej niż na porośniętej tropikalnym lasem deszczowym, wiecznie wilgotnej Wyspie Świętego Tomasza.

Mindelo zrobiło na nas niesamowicie pozytywne wrażenie. Przede wszystkim jest malowniczo położone, nad cichą zatoką, od strony lądu otoczone górami. Jakiekolwiek porównania z biednym Sao Tome byłyby dla niego wręcz uwłaczające, a Mindelo zdecydowanie bliżej do Europy niż do Afryki. Nie ma w tym stwierdzeniu żadnej przesady, spacerując po centrum miasta naprawdę czuliśmy się jak na Kanarach. Większość fasad budynków jest odnowiona, chodniki są w dobrym stanie, w mieście jest pełno zadbanej zieleni. Ulubionym miejscem dzieci był plac zabaw, zlokalizowany w samym centrum miasta i będący wzorem nawet dla polskich placów zabaw. Nie dość, że wszystkie sprzęty były w idealnym stanie, a podłoże było wyłożone miękką sztuczną trawą, to jeszcze przez większość czasu plac był objęty opieką porządkowego, a na miejscu była dostępna toaleta dla dzieci – rzecz niestety niespotykana nawet w Warszawie.

Co jest do zobaczenia w Mindelo? Przede wszystkim samo centrum miasta, które jest perełką architektury kolonialnej w Afryce. Wśród wielu ładnych budynków w oczy rzuca się przede wszystkim Palacio do Povo (Pałac Ludowy), była siedziba gubernatora wyspy, obecnie zamieniona w muzeum. Koniecznie trzeba wejść do środka i obejrzeć wystawę sztuki afrykańskiej, w tym arcyciekawych masek szamańskich. Drugą część muzeum zajmuje izba pamięci Cesarii Evory. Za Palacio do Povo znajduje się kolejny ładny pałac (nazwy nie ustaliłem), będący siedzibą władz lokalnych. W Mindelo znajduje się też niewielka konkatedra, do której dziwnym przypadkiem nie trafiliśmy.

Koniecznie trzeba się też przejść nabrzeżem, które jest utrzymane w prawdziwie europejskim stylu, z całkiem drogimi knajpkami, pomnikami i promenadą. Nad morzem znajduje się między innymi replika lizbońskiej Wieży Betlejemskiej (Torre de Belem), w której umieszczono muzeum morskie (nie zaglądaliśmy).

Mindelo jest znane ze swojego wieczornego życia i muzyki na żywo, zwłaszcza w czasie karnawału. My musieliśmy się zadowolić życiem dziennym, ale i tak Wyspy Zielonego Przylądka zrobiły na nas bardzo dobre pierwsze wrażenie. Czy tak samo było dalej? Zapraszam do kolejnych wpisów.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (20)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (12)
DODAJ KOMENTARZ
mamaMa
mamaMa - 2018-03-30 23:06
Mindelo wyglada zdecydowanie lepiej od tych miejsc,które my widzieliśmy! Jestem bardzo ciekawa dalszych Waszych wrażeń:) Pamietam utrudnione przemieszczanie sie z wyspy na wyspę,może nie tyle z powodu cen (faktycznie wysokich), co z powodu ... braku miejsc. Akurat był czas festiwalowo-świąteczny i ku naszemu rozczarowaniu nic,ale to nic oprócz Santiago nie udało sie nam dostać.
 
marianka
marianka - 2018-03-31 12:24
Och, jak zazdroszczę! Cudownego pobytu i niecierpliwie czekamy na kolejne relacje!
 
zula
zula - 2018-03-31 16:09
Brawo za pomysł wyjazdu i...realizację!
Szlak przetarty przez ,,innych,, lecz odkrywany dalej. Odległości od Polski dzięki temu maleją !
Dzieci rosną jak na drożdżach ...a wesoła kartka do Bydgoszczy nie dotarła. Poczekam bo jeżeli wysłana była z bardzo daleka to takie jej prawo ,że krąży gdzieś tam !
:)
 
stock
stock - 2018-03-31 17:45
@Zula
Niestety druga z wysłanych kartek też nie dotarła i szczerze mówiąc straciłem już nadzieję i wiarę w kabowerdyjska pocztę.
 
zula
zula - 2018-03-31 19:29
...jeżeli to było miejsce wysłania to jestem PEWNA , że za dwa miesiące będzie! Tam czas inaczej płynie i wszyscy muszą zobaczyć gdzie widokówka ma być wysłana czyli poznać Polskę!
Pozdrawiam już świątecznie ...wszystkich!
 
stock
stock - 2018-03-31 19:42
Ha, jakie mile wyjasnienie, podoba mi sie :) Pamietam, ze jedna z pocztowek z Palau doszla po ponad dwoch miesiacach, wiec moze i tu tak bedzie.

Dziekujemy za pozdrowienia i tez swiatecznie pozdrawiamy wszystkich Czytelnikow!
 
genek
genek - 2018-03-31 21:43
tez tam chce :)
 
Pamar
Pamar - 2018-04-03 14:44
Wow, długa postróż, podziwiam całą rodzinę. Mi by było ciężko tyle przesiadek i nocne loty, a tu dzieciaki dały radę. Super!
 
BPE
BPE - 2018-04-04 08:23
fantastyczna podróż .... tez gdzieś tam na mojej liście....
 
migot
migot - 2018-04-25 01:07
A muzyka w knajpach to faktycznie jak u Cesari Evory? Bo jak tak to muszę pojechać :)
 
stock
stock - 2018-04-25 05:01
Tak, muzyka jest chyba zawsze lokalna i jest to dumą mieszkańców. Jedź, bo warto!
 
vika
vika - 2018-09-13 21:47
Dzisiaj kupiłam lot na Sal, wizy nadal obowiązują-niestety.
 
 
stock
Wojtek
zwiedził 51% świata (102 państwa)
Zasoby: 637 wpisów637 2670 komentarzy2670 7833 zdjęcia7833 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
01.11.2024 - 11.11.2024
 
 
12.09.2024 - 22.09.2024
 
 
10.03.2014 - 31.08.2024