Oman z Kuwejtem nie tylko spełniły, ale zdecydowanie przekroczyły nasze turystyczne oczekiwania. Kraje bogatej Arabii uważam teraz za jedne z najciekawszych i najprzyjemniejszych dla turysty krajów świata. Oto ich największe plusy:
- duża dawka egzotyki, ale w znacznej mierze cywilizowanej – zupełnie odmienne od naszych są stroje, religia, część zwyczajów, inaczej wygląda społeczeństwo, ale nie ma tam „dzikości”,
- wspaniała przyroda i ciekawe zabytki (choć nie ma wśród nich atrakcji w stylu „100 miejsc na świecie, które musisz zobaczyć”),
- brak problemów komunikacyjnych – większość dobrze mówi po angielsku,
- bezpieczeństwo – to jedne z najbezpieczniejszych krajów świata, a brak dostępu do alkoholu powoduje, że trudno tam o wyskoki,
- zupełny brak nachalności i naciągactwa miejscowych,
- raczej trudno tam o problemy żołądkowe, przynajmniej my nie odczuliśmy żadnych,
- w okresie zimowym bardzo przyjemny klimat,
- jeśli ktoś nie zatrzymuje się często w lepszych hotelach, kraje te, zwłaszcza Oman, są bardzo tanie,
- brak tłumu turystów (łagodnie powiedziane, turystów jest tam naprawdę jak na lekarstwo).
Adaś i ArabowieArabowie są znani z tego, że kochają dzieci i to naprawdę widać. Wszyscy odnosili się do nas bardzo uprzejmie, a Adaś kilka razy dostał gratisowy podarek – soczek, dodatkowy olejek od straganiarza czy małą zabawkę. Szczytem była sytuacja, gdy do siedzącego i wystawiającego rękę (pokazywał ciężarówki) Adasia podjechał samochód, a z otwartej szyby jakiś Arab wręczył mu banknot 5-rialowy, czyli w przeliczeniu ponad 40 zł, po czym odjechał. To pierwsze pieniądze samodzielnie zarobione przez naszego malucha :-)
Postawiliśmy przed Adasiem w tej podróży sporo wyzwań. Tylko raz spędziliśmy w jednym miejscu więcej niż jeden dzień, Adaś musiał się więc przyzwyczaić do częstych zmian. Po Omanie zrobiliśmy prawie 3500 kilometrów, które nasz syn dzielnie zniósł. Pięć nocy spędziliśmy w hotelu, sześć w namiocie, dwie na lotnisku i po jednej w samolocie i w samochodzie.
Adaś wspaniale przystosował się do spania w namiocie i bardzo polecam ten sposób podróżowania z małymi dziećmi. O ile w domu budzi się w nocy i przenosimy go do naszego łóżka, w namiocie spał jak kamień aż do świtu. Co oczywiste, nie było też żadnych obaw o spadnięcie z łóżka :-)
O ile nie jestem specjalnym zwolennikiem tezy, że podróże kształcą, sprawdza się ona zdecydowanie w przypadku małych dzieci. Częsta zmiana miejsc i ludzi wokół, czyli kontrolowany brak stabilności, dały Adasiowi ogromnego kopa rozwojowego. Nauczył się kilku nowych słów (jego ulubieńcem został na jakiś czas wyraz „ogon”) i w ogóle mieliśmy poczucie, że przestał być dzidziusiem, a zaczął małym chłopczykiem. Dla nas ta podróż to też było spore wyjście ze strefy komfortu, tym większa więc satysfakcja, że tak bardzo się udała.