Ostatnim już miejscem do zwiedzenia przed podróżą powrotną było dolnosaksońskie Hildesheim. Miasto, jak większość w tej części Niemiec, bardzo stare, początkami sięgające IX wieku. Do Hildesheim przywiodły nas dwa zabytki wpisane na listę UNESCO – romański kościół św. Michała i katedra Najświętszej Marii Panny z tego samego okresu. Cel udało się zrealizować w jakichś 60%, a więc kiedyś trzeba będzie Hildesheim odwiedzić. Nie będzie z tym problemu, bo miasto leży niedaleko doskonale znanej autostrady A2, najkrótszej i najszybszej drogi z Polski do Północnej Francji i krajów Beneluxu.
Bez planu można się w poszukiwaniu tych zabytków pomylić. Wiedząc, że miasto posiada dwa tak znamienite kościoły, zasugerowałem się, że wysoka wieża wybijająca się ponad centrum miasta będzie należała do jednego z nich (jakby wysokie wieże były atrybutem kościołów romańskich, hehe). Tymczasem było to protestancki kościół św. Andrzeja, wybudowany w XIV - XV w., a więc trochę później niż szukane obiekty. Sam kościół był już zamknięty, można było wejść na wieżę (najwyższą w całej Dolnej Saksonii), z czego ze względu na stan żony nie skorzystaliśmy. Poza tym zaczynało się robić strasznie gorąco (następnego dnia w pobliskiej Nadrenii-Północnej Westfalii zanotowano temperatury koło 40 stopni).
Dość łatwo było znaleźć zbudowany na wzgórzu kościół św. Michała. Trochę się obawialiśmy, czy będzie otwarty, bo do niedawna był poddawany gruntownej – zresztą jeszcze nieskończonej - renowacji Obecnie służy luteranom i – jak wszystkie protestanckie kościoły – robi dużo większe wrażenie z zewnątrz niż w środku, choć z drugiej strony miłośnicy architektury romańskiej, do których sam się zaliczam, nie będą zawiedzeni. Główną atrakcją kościoła jest oryginalny, przepiękny sufit z XI w., który cudem ocalał podczas alianckich bombardowań. Dodam, że kościół jest bardzo przyjazny turystom – nie ma opłaty za wejście i można bez ograniczeń robić zdjęcia, co wcale nie jest takie powszechne w zabytkowych kościołach niemieckich.
Niestety, katedrę NMP obejrzeliśmy tylko z zewnątrz. Katedra pozostała katolicka (o czym można zresztą wnioskować po jej wezwaniu) i bardzo żałuję, że przybyliśmy kilkadziesiąt minut za późno. Z zewnątrz , choć w renowacji, prezentuje się bardzo okazale; po powrocie przekonaliśmy się (m.in. dzięki blogowi cityhopper.geoblog.pl), że w środku była równie ciekawa.