Jest w tym jakaś przewrotność historii, że 15 sierpnia, w dniu największego święta maryjnego, odwiedziliśmy miejsce, które zapoczątkowało nurt religijny usuwający Maryję z piedestału i mocno ograniczający jej kult. Mowa oczywiście o Wittenberdze, miejscu, gdzie według tradycji w 1517 r. Marcin Luter przybił do wrót kościoła zamkowego swoje 95 tez przeciwko sprzedawaniu odpustów. Rzadko mamy do czynienia z miejscem, w którym jedno krótkie wydarzenie tak bardzo zmieniło losy świata. Podchodząc do słynnych wrót próbowałem sobie wyobrazić, jak to miejsce wyglądało 500 lat temu. Kościół zamkowy pozostał w niezmienionym kształcie do dziś, jednak drewniane wrota spłonęły w XVII w. Obecnie możemy oglądać metalową replikę, do której raczej trudno byłoby cokolwiek przybić – i nie byłoby potrzeby, bo wszystkie tezy są na niej wyryte. Kościół zamkowy jest dostępny dla zwiedzających bez opłat za wejście (1 euro za fotografowanie) i sam w sobie jest bardzo ciekawy. Zabytki związane z pobytem Lutra w Wittenberdze oraz Eisleben zostały wpisane na listę UNESCO.
Nie samym Lutrem – choć Lutterstadt jest w nazwie miasta – Wittenberga żyje. To piękne miasteczko z urokliwymi uliczkami, jak większość w Niemczech pięknie odnowionymi. Piękne widoki, multum knajpek i ten oddech historii – czego chcieć więcej? Ja byłem zachwycony.
Na nocleg zatrzymaliśmy się w hotelu Grune Tanne, położonym na obrzeżach miasta. Hotel jest w cichej okolicy i godny polecenia, ale ostrzegam, bez GPS mogłoby być bardzo trudno tam trafić.