Jadąc kolejką z Kew Gardens do Parku Olimpijskiego spotkałem jednego z naszych reprezentantów, który zakończył już wtedy starty w jednej z raczej niszowych konkurencji. Nie ujawnię jego nazwiska (nazwijmy go panem X), bo zdradził mi parę szczegółów zza kulis, którymi chcę się podzielić, a może niekoniecznie chciałby, aby łączyć je z nim.
Spytałem go oczywiście o atmosferę w polskiej ekipie i to, czy się między sobą integrują. Powiedział, że atmosfera jest dobra, integracja jest… za wyjątkiem trójki sportowców – Agnieszki Radwańskiej (to akurat chyba nic dziwnego, słyszałem, że nie chciała nawet dać autografu jednej z członkiń naszej ekipy), Anny Rogowskiej i – co mnie zdziwiło – Tomasza Majewskiego. Myślę, że w przypadku tego ostatniego to cecha osobowości, pan Tomek jest podobno raczej introwertyczny.
Pan X potwierdził też to, co słyszymy w telewizji o związkach sportowych. Jego zdaniem to, co wypracował z trenerem klubowym (a były to spore osiągnięcia), zostało zaprzepaszczone w pracy z trenerem kadry, który ponoć niespecjalnie znał się na swojej robocie. Na Igrzyska pojechała też okrojona ekipa i nasi reprezentanci byli pozbawieni pełnego wsparcia, jakie powinni mieć. Oczywiście prezes związku na Igrzyska pojechał…
Spytany, czy otrzymują wejściówki na imprezy sportowe podczas Igrzysk, powiedział, że owszem, zdarzają się, ale jest ich mało i jak chciał wybrać się na podnoszenie ciężarów, gdzie Polacy walczyli o medale, nie miał szans w starciu z prezesem :-) Zastanawiam się, dla kogo były te Igrzyska…
_________
Po długim przejściu przez „ścieżkę zdrowia” – sprawdzanie biletów, bramki z wykrywaczami metalu, potem znowu sprawdzanie biletów, dostałem się wreszcie do Parku Olimpijskiego. Miałem jakieś trzy godziny do wejścia na stadion, była więc masa czasu na pokręcenie się pomiędzy obiektami. Park nie jest wcale mały, trzeba było około trzydziestu paru minut szybkiego marszu na przejście z jednego krańca na drugi.
Ludzi było bardzo dużo, ale nie było nadmiernego tłoku. O dziwo nawet do toalet i punktów gastronomicznych nie było kolejek. Organizacja zaplecza Igrzysk była po prostu bez zarzutu, byłem pod dużym wrażeniem. Masa wolontariuszy kierujących ruchem (nie można było się zatrzymać w przejściu, maruderzy od razu byli upominani), doskonale oznaczone obiekty, świetna komunikacja. Do Parku nie można było wnosić płynów powyżej 100ml, ale można było przynieść pustą butelkę i w środku napełnić ją w specjalnych punktach wodą do picia. Nie było też tragicznie drogo, butelka coli kosztowała 2,20 funta, jedzenie też było w całkiem przyzwoitych cenach.
Zrobiłem parę zdjęć obiektów olimpijskich – zapraszam do galerii.