Dziś zdaję relację tylko z kronikarskiego obowiązku. Wyspaliśmy się wyjątkowo do 7 rano (czy Genek to czyta? :)) i wyjechaliśmy o 8.00. Miał być luźny dzień – 6h jazdy do Parku Narodowego Andasibe i nocleg nieopodal. Wszystko szło dobrze do czasu, gdy koło 13.30 zdecydowaliśmy aby odbić lekko w prawo i zwiedzić miejsce z listy informacyjnej UNESCO zwane „Industrialne dziedzictwo Mantasoa”.
Wieś (miasteczko?) Mantasoa od głównej drogi dzieli tylko 12 km po drodze. Ile czasu można pokonywać ten dystans samochodem terenowym? Okazało się, że prawie równo godzinę. Średni biegacz z krajów po drugiej stronie Kanału Mozambickiego dużo szybciej by ten dystans pokonał na własnych nogach.
Po co tam się pchać? Warto choćby po to, żeby zobaczyć miejsce z najprzyjemniejszym chyba klimatem na Madagaskarze – na sporej wysokości, tuż obok jeziora położonego wśród lasów iglastych. No i po to, żeby zobaczyć unikalne miejsce związane z rozwojem przemysłowym Madagaskaru w czasach, gdy był jeszcze państwem formalnie niepodległym, tj. w latach trzydziestych XIX w. Wówczas to na zlecenie królowej Ranavalony I (i ze wsparciem 20 tysięcy niewolników) Francuz Jean Laborde, który dostał się na Madagaskar jako rozbitek, stworzył w Mantasoa kompleks przemysłowy, produkujący przede wszystkim armaty i inną broń. Kompleks działał tylko kilkanaście lat, bo imć Laborde – uprzednio wielki faworyt królowej – wdał się w intrygę przeciwko jej rządom i musiał opuścić kraj. Wrócił trochę później, kiedy faktyczne rządy objął syn królowej Radama II.
Do dziś w Mantasoa zachowało się zaskakująco dużo z dziedzictwa Jeana Laborde’a. Po pierwsze jego dom – dziś zamieniony w muzeum (otwierane na życzenie, ale większość eksponatów można było zobaczyć przez okno). Po drugie – jego grobowiec. Po trzecie i najważniejsze – piece hutnicze oraz budynki, w których produkowano armaty. Do dziś w kompleksie przemysłowym Mantasoa uczą się dzieci w szkole, którą w Polsce nazwalibyśmy technikum mechanicznym. Można więc powiedzieć, że jego dziedzictwo jest wciąż żywe.
Wypad do Mantasoa sprawił, że nie dotarliśmy do Andasibe. Śpimy w Moramandze, jutro z rana w planach zwiedzanie kolejnego parku narodowego z lemurami.