Nie bardzo wiedzieliśmy co zrobić z dzisiejszym dniem. Na jazdę dużo bardziej na południe nie mieliśmy czasu, a szkoda, bo tam znajduje się piękny Park Narodowy Isalo. Aby trochę zabić czas pojechaliśmy na północny zachód. Trochę zachęcił nas do tego kierowca twierdząc, że droga z Antsirabe do Soavinandriany jest bardzo dobra. Wcale nie koloryzował, po raz pierwszy na Madagaskarze jechaliśmy po normalnej, równej drodze. Dlaczego tak nie może być w całym kraju?
Cieszyliśmy się nie tylko z drogi, ale i z możliwości poznania Madagaskaru od nieznanej wcześniej strony. Mijając jedne z najwyższych szczytów wyspy wjechaliśmy w krajobraz, którego jeszcze nie doświadczaliśmy – zielone powulkaniczne wzgórza porośnięte gęstym lasem iglastym. Przejechaliśmy też obok dużego jeziora Itasy, jednego z największych w środkowym Madagaskarze. W dodatku, temperatura zrobiła się wręcz idealna – około 23 stopni.
Atrakcją numer jeden miały być dzisiaj wodospady
Les chutes de la Lily, nazwane tak od nazwy rzeki, na której się utworzyły. Wjazd 5k obcokrajowiec, 2k samochód, przewodnik „co łaska”, ale jak rzucił stawkę 50k, to go w żywe oczy wyśmiałem. Dostał z dwoma pomagierami w sumie 20k za około godzinę „oprowadzania”, a właściwie doprowadzenia nas do wodospadów. O ile mogłem się zorientować po zdjęciach, zdecydowana większość zwiedzających dochodzi tylko do pierwszego. A szkoda, bo drugi, oddalony o jakieś 20 minut drogi, jest wyższy i potężniejszy. Całość wiedzie przez malownicze pola ryżowe wzdłuż wijącej się rzeki Lily.
Śpimy w pobliskim Ampefy, miejscu bardzo popularnym wśród mieszkańców Antananarywy. Hoteli tu bez liku, choć na booking.com pokazują się tylko dwa. Warto popytać we własnym zakresie – znaleźliśmy hotel lepszy i tańszy niż najtańszy na booking. A wcześniej na obiad zjadłem typowe danie malgaskie, tj. żabie udka. Wpływy francuskie są tu ciągle bardzo widoczne, a po francusku mówiły nawet dzieci z zabitych dechami wsi koło Bekopaki. Większość zagranicznych turystów to Francuzi, choć spotkaliśmy też dwie pary z Polski.
PS W poprzedniej notce umieściłem zaległy rysunek Martyny z Ranomafany.