Nie był to szczególnie ekscytujący dzień. Zaczęliśmy go od podróży do
El-Alamein, która zajęła nam prawie dwa razy więcej czasu niż pokazywało Google Maps. Ta aplikacja w Egipcie zaskakująco często zawodzi, zwłaszcza w dużych miastach i ich okolicach. Dzisiaj chyba z dziesięć razy pokazywała mi złą drogę. Na dodatek dostałem pierwszy w Egipcie mandat za prędkość – na szczęście 200 funtów czyli 30 zł to niewygórowana cena.
Naszym celem w El-Alamein był oczywiście cmentarz wojenny. Piszę „oczywiście”, bo to miasto nie ma specjalnie nic więcej do zaoferowania. W zasadzie nie musieliśmy wcale tu jechać – w końcu akurat po cmentarzach wojennych nie należy się spodziewać żadnych niespodzianek – ale mam cień nadziei, że takie wizyty wzbudzą zainteresowanie historią u dzieci. Bitwy pod El-Alamein to przecież jedne z najważniejszych bitew drugiej wojny światowej, po wygranej Montgomery’ego nad Rommelem padły słynne słowa Churchilla o „końcu początku”.
Cmentarz jest dobrze utrzymany, ale to, co się dzieje poza jego granicami lepiej pominąć milczeniem. Muszę wreszcie o tym napisać – zwały śmieci wszędzie i zupełna niedbałość o otoczenie to niestety w Egipcie normalność. Śmiałem się dziś z przekąsem, że mijaliśmy pole bawełny – za bawełnę robiły foliowe reklamówki, walające się po kilkuhektarowym polu.
Chcieliśmy zwiedzić sąsiadujące muzeum, ale było jeszcze zamknięte. W tej sytuacji udaliśmy się do
Taposiris Magna, dawnej świątyni Ozyrysa, której świetność przypadła na czasy Ptolemeuszy. Miejsce jest całkiem spore, przez nikogo nie pilnowane i niezbyt bezpieczne – nieuważny turysta mógłby łatwo wdepnąć w którąś z odkrytych studni i polecieć kilka metrów w dół.
Największą porażką dnia było
Abu Mena, miejsce z listy UNESCO, na którym znalazło się już w 1979 r. To ruiny wczesnochrześcijańskiej bazyliki, która stała tu w miejscu grobu św. Meny. Na miejscu, w którym stał ołtarz, stoi obecnie mały drewniany kościółek. Miejsce jest zupełnie zaniedbane, choć trwają prace konserwatorskie, aby to choć trochę poprawić. Jeden z najbardziej rozczarowujących wpisów na listę UNESCO, które widziałem.
Dopiero w Aleksandrii znaleźliśmy miejsca, które wzbudziły nasz zachwyt. Pierwszym była
Kolumna Pompejusza wraz z otoczeniem. Kolumna jest gigantyczna, mierzy prawie 27 metrów i wybija się nawet obecnie poza budynki w centrum miasta. W okolicy znajdują się rozliczne posągi greckiej i rzymskiej proweniencji.
Numerem jeden naszej wizyty w Aleksandrii były z pewnością
Katakumby Kaum asz-Szukafa – ogromny podziemny cmentarz z pięknie zdobionymi grobowcami. Na pewno numer jeden w Aleksandrii, która sama w sobie nie zrobiła na nas dobrego wrażenia. Chcieliśmy jeszcze pokręcić się po mieście, ale po długim staniu w syfie w gigantycznych korkach odeszła nam ochota.
Po drodze do Kairu zwiedziliśmy jeszcze dwa koptyjskie monastery z Wadi Natrun –
Monaster Rzymian i św. Biszoja. Oba są bardzo stare (jeszcze z IV w.), w obu trwają intensywne prace konserwatorskie. Więcej szczęścia mieliśmy w Monasterze Rzymian, w którym zwiedziliśmy starą świątynię w trakcie nabożeństwa. Kościół u św. Biszoja był zamknięty.
Śpimy w Gizie, w hotelu z widokiem na piramidy. Marzenie z dzieciństwa się spełnia – piramidy wieczorem robią fantastyczne wrażenie. Niedługo się przekonamy, jak wyglądają za dnia.