Droga powrotna minęła bez historii. Z Hidroelectriki mieliśmy się dostać do Abancay i Google Maps pokazywało trasę ze zdjęcia numer 1. Trasy tej nie potwierdzały jednak dwie inne używane przeze mnie nawigacje – maps.me i herewego. Pełny podejrzeń postanowiłem zasięgnąć języka – wszyscy pytani zdecydowanie potwierdzili, że trasa proponowana przez Google Maps jest niemożliwa do pokonania i w pewnym momencie zmienia się w trasę pieszą. Trzeba było jechać okrężną drogą przez Ollantaytambo, ponownie wjeżdżając na 4300 m. n.p.m i zjeżdżając na około 2800. Tego dnia zaliczyliśmy nasz rekord – 114 serpentyn, nie licząc dziesiątek innych zakrętów mniejszych niż 180 stopni. Oczywiście po raz kolejny trzeba było czekać na otwarcie drogi i potem w szaleńczym tempie pokonywać trasę do Santa Maria. Tym razem jadąc jak wariat zrobiłem to w 1h 10 min – ciągle za wolno, żeby załapać się na godzinne okienko, na szczęście na końcowym odcinku byli wyrozumiali i nas puścili.
Po spędzeniu nocy w Abancay pozostały nam dwa dni, żeby dostać się do Limy. Pierwszego dnia spaliśmy w Ayacucho, po drodze zwiedzając dwa ciekawe obiekty – kolonialny most
Pachachaca z XVII w. oraz kompleks archeologiczny
Curamba.
W
Ayacucho było nieco ciekawiej – to spore miasto z interesującą katedrą. Ayacucho to miejsce szczególnie ważne dla peruwiańskiej państwowości – w położonej nieopodal Quinui wojska republikanów pod wodzą Antonio Jose de Sucre pokonały Hiszpanów, ostatecznie kończąc panowanie Hiszpanów w Ameryce. Pomnik Sucre stoi na centralnym placu Abancay
Kolejny dzień był ciekawy tylko pod kątem geograficznym. 9 godzin drogi z Ayacucho do Limy wiodło przez najbardziej ekstremalną pod względem amplitudy wysokości drogę, jaką pokonałem jednego dnia. Ayacucho leży na wysokości 2760 m., po drodze wspięliśmy się na rekordową dla nas wysokość 4 750 m., aby skończyć dzień w Limie, praktycznie na poziomie morza! 7500 m różnicy wysokości!