Po niezwykle udanej przygodzie w Iraku zamiast wracać do domu pojechałem do
Arabii Saudyjskiej, kolejnego kraju, który jest ciągle nietknięty masową turystyką i który w ostatnim czasie stał się znacznie łatwiejszy do podróżowania. Arabia przez wiele lat była praktycznie niedostępna dla turystów, otwierając się dopiero pod koniec 2018 r. dla widzów określonych wydarzeń sportowych. Trwało to przez około rok. Potem, po wybuchu epidemii koronawirusa, kraj zamknął się ponownie, otwierając się dopiero w połowie 2021 r. – tym razem bez żadnych poważniejszych ograniczeń. W listopadzie e-wiza byłą dostępna dla każdego obywatela UE, choć do wjazdu wymagany był certyfikat podwójnego zaszczepienia i negatywny test PCR. Obecnie chodzą słuchy, że można spotkać się z kwarantanną.
Dane aktualne na listopad 2021:
Sama e-wiza kosztuje sporo (ponad 550 zł), ale uprawnia do wielokrotnego przekraczania granicy w ciągu jednego roku. Do jej wyrobienia potrzeba jakiejś rezerwacji hotelu w AS (której nikt nie weryfikuje) i zdjęcia w odpowiednim formacie. Przychodzi na maila po kilkunastu minutach i uprawnia do przekraczania granicy na przejściach lotniczych i drogowych.
Oprócz wizy do przekroczenia granicy konieczny jest formularz wjazdowy, do wypełnienia na stronie https://muqeem.sa/#/vaccine-registration/home Mi ta strona nie działała przez ponad tydzień, ale urzędnicy wypełnili ją za mnie na lotnisku w Irbilu. A propos Irbilu, służby były mocno zaskoczone moim przypadkiem, zgodnie z tym, co usłyszałem, jeszcze nigdy nie widzieli pasażera podróżującego do Arabii Saudyjskiej na wizie turystycznej!
Plan na Arabię Saudyjską miałem prosty – wynająć samochód i objechać ile się da, korzystając z niskiej ceny paliwa. Niestety, sieciowe wypożyczalnie mają limity kilometrów – zwykle 200 dziennie, za nadliczbowe każąc sobie płacić. 200 kilometrów to zdecydowanie za mało na moje potrzeby, szacowałem, że w ciągu 9 dni zrobię ich około 6000, co oznaczałoby dopłatę w wysokości mniej więcej dwóch tysięcy złotych. Poszukałem jednak intensywniej i znalazłem wypożyczalnię, w której za ok. 400 zł dopłaty wykupiłem nielimitowane kilometry. Są co najmniej dwie takie, ja skorzystałem z Key Car Rental - https://www.key.sa/en/home i byłem zadowolony. W moim przypadku nie musiałem pokazywać międzynarodowego prawa jazdy, ale spotkałem turystę, którego zapytano o nie od razu przy wypożyczaniu.
Granicę przekraczałem w Dammamie, za 115 SAR (ok. 120 zł - da się sporo taniej, ale na lotnisku oferowali tylko takie) kupiłem kartę SIM z 4GB internetu i zarejestrowałem się w obowiązkowej aplikacji Tawakkalna. Swój status w aplikacji trzeba pokazywać w wielu miejscach – hotelach, centrach handlowych itd.
W Arabii powszechna jest płatność kartami niemal wszędzie, pod warunkiem, że będzie to karta Visa. Mastercard jest akceptowany tylko w nowszych terminalach. Przez pierwsze trzy dni płaciłem MC wszędzie, ale podczas kolejnych czterech nie udało mi się zapłacić ani razu. Trzeba więc wymienić trochę pieniędzy. Dla Polaków rial saudyjski jest przyjemną walutą do przeliczania, z wartością niemal równą złotówce (1 SAR = 1,08 PLN, a w czasie, gdy tam byłem, kosztował 1,05 PLN).
Przed podróżą do Arabii słyszałem, jakimi to strasznymi kierowcami są Saudyjczycy i jak lubią ignorować przepisy drogowe. Spodziewałem się więc zabawy porównywalnej do wcześniejszych przygód w
Iranie, ale moje wyobrażenia zostały szybko skorygowane – wokół Dammamu i na trasie do Al-Hofuf jechali wyjątkowo poprawnie. Szybko przekonałem się, dlaczego – Arabia jest obstawiona fotoradarami, które potrafią się pojawić nawet na środku pustyni na autostradzie! Do tej pory uznawałem Brazylię za najbardziej fotoradarowy kraj, ale jak słowo daję Arabia biję ją na głowę. W dodatku w Arabii fotoradary mogą się pojawić bez ostrzeżenia, ale tylko na głównych drogach – nie widziałem ich nigdzie na drogach niższej kategorii. Jest to szczególnie podstępne, bo system dróg w Arabii jest po prostu wspaniały – droga, która na mapach Google jest malutką niteczką i która w innych krajach oznacza brak asfaltu, tutaj jest szeroką arterią z wydzielonym poboczem. Dla kierowcy Arabia to kraj niemal idealny, tym bardziej, że benzyna kosztuje poniżej 2,5 zł. I w dodatku prawie wszędzie parkowanie jest za darmo, wliczając w to centrum Rijadu! Jedynym miejscem, w którym musiałem płacić za parkowanie, było historyczne centrum Dżeddy.
A propos kierowców, całkiem sporo z nich to kobiety, które przecież dostały prawo do samodzielnego prowadzenia pojazdów dopiero w 2018 r. Tak wielka liczba nowych kierowców naraz to ciekawy obiekt badań naukowych, ale po trzech latach funkcjonowania nowego prawa nie zauważyłem nic osobliwego.
Jak już mowa o drogach i ruchu ulicznym, dwie praktyczne informacje. Po pierwsze, warto znać używane w języku arabskim cyfry (prawdziwe „cyfry arabskie”, bliższe swojemu hinduskiemu pierwowzorowi), bo znaczna część ograniczeń prędkości jest podawana tylko w tej sposób. Np. znak, który umieściłem na zdjęciu numer jeden wygląda jak ograniczenie do 70 km/h, ale można za nim jechać maksymalnie 60 km/h.
Jeszcze jedna ważna kwestia dotycząca poruszania się po drogach Arabii – trzeba pamiętać o tankowaniu. O ile na gęsto zaludnionym południu kraju nie ma z tym problemu, to na pustyniach na północy kraju można wpaść w niezłe tarapaty – raz przebyłem 200-kilometrowy odcinek bez stacji benzynowej!
Warto pamiętać o jeszcze jednej rzeczy – nie wjeżdżać zwykłym autem 2WD na niepewny grunt! Złamałem tę zasadę już na samym początku podróży, dojeżdżając do położonego na środku pustyni
jeziora Asfar. Zakopałem się w piachu na amen, wokół pustkowie, ponad 30 stopni ciepła, a do głównej drogi ponad dwa kilometry. Trzeba było drałować, na szczęście w połowie dystansu spotkałem miejscowych, którym wytłumaczyłem o co chodzi i którzy pomogli mi się odkopać.
Potem trzymałem się głównych dróg, zwiedzając główne komponenty wpisanej na listę UNESCO
oazy Al-Ahsa – bazar Al-Qaisariyah i (z zewnątrz) zamek Ibrahim. Dziś te miejsca nie sprawiają szczególnego wrażenia, ale wystarczy rzut okiem na mapę, żeby sprawdzić, że stanowią odizolowane punkty na pustyni i kilkaset lat temu musiały być prawdziwym wytchnieniem dla karawan.
Długaśny dzień skończyłem w Rijadzie, do którego musiałem swoje odstać – nic dziwnego, skoro wjeżdżałem tam w sobotni wieczór, a więc sam koniec weekendu.
Wstałem bardzo rano i już koło 7 zameldowałem się w
dystrykcie Ad-Dirija, w kwartale Turaif, miejscu, gdzie które było domem panującej dynastii Saudów. Wcześniej czytałem, że aby je odwiedzić, potrzeba specjalnego permitu, ale liczyłem, że mimo wszystko uda się wejść. Nic z tego, cała okolica podlega intensywnym pracom konserwatorskim. Pytałem nawet kolegę, który długie lata pracował w ambasadzie w Rijadzie – nawet on dostał się do Turaif jedynie raz, na specjalnej wycieczce dla dyplomatów i będąc już na kolejnej placówce nie był w stanie nic załatwić. Na szczęście Turaif można podziwiać z położonej po drugiej stronie drogi wieży widokowej, a w porannym słońcu prezentował się bardzo dobrze.
Z Turaif wybrałem się w długą drogę do Hail, po drodze zatrzymując się w niewielkim miasteczku
Fayd. W Fayd obejrzałem ruiny starego miasta, służącego niegdyś jako jeden z ważnych przystanków na drodze pielgrzymkowej Darb Zubajda, wiodącą z irackiej Kufy (Nadżafu) do Mekki. W miejscu takim jak Fayd zwiedzających widzą może raz na tydzień, a zagranicznych podróżników raz na kwartał, ale mimo to ruiny są całkiem dobrze utrzymane i prowadzone są dalsze prace w celu ich konserwacji. Widać, że program otwarcia Arabii Saudyjskiej na świat - Vision 2030, zaczyna działać.
Z Fayd już tylko marne 100 kilometrów dzieliło mnie od Ha’il, w którym miałem spędzić noc. Cała droga z Rijadu do Ha’il to jedna z najładniejszych dróg w Arabii Saudyjskiej, wiodąca przez malowniczą piaszczystą pustynię Wielki Nefud. Samo Ha’il to największe miasto w promieniu 300 kilometrów, ale nie ma tu zbyt wiele do zobaczenia. Pałac Kiszlah był zamknięty, do fortu A’arif dostałem się zupełnym przypadkiem, podłączając się pod 5-osobową grupkę Włochów, jedynych turystów, jakich spotkałem w tym regionie.
Wiecie, co jest najfajniejsze w Arabii Saudyjskiej Anno Domini 2021 czy też Anno Hegirae 1443? To, że kraj jest oficjalnie otwarty, ale w środku jakby o tym nie wiedzą. Z perspektywy podróżnika daje to same plusy – urzędnicy, w tym policjanci, widząc dokument inny niż saudyjski dowód osobisty, na ogół się wycofują. Raz w ten sposób uniknąłem mandatu za zbyt późną – zdaniem policjanta - zmianę pasa do skrętu w lewo ;-) Z kolejnych pozytywów – wszystkie atrakcje turystyczne, poza muzeami, są zupełnie bezpłatne (z jednym wyjątkiem, o którym później). Czegoś takiego nie ma nigdzie indziej na świecie.