Przebywając w towarzystwie międzynarodowych podróżników co i rusz można się przekonać, jaki mały jest ten świat. Wieczorem 30 października w jednym z bagdadzkich hoteli spotkali się znajomi z całego świata, podróżujący w trzech niezależnych grupach. Była tam Amerykanka, dwie Brytyjki, Austriak, dwóch Szwajcarów i jeden Polak. Prawdziwe „Spotkanie w Bagdadzie” (https://pl.wikipedia.org/wiki/Spotkanie_w_Bagdadzie), choć tym razem obyło się bez ofiar ;-)
Siedząc w hotelowej restauracji zastanawiałem się, czy ja naprawdę jestem w kraju, uważanym za dość ściśle muzułmański – kelnerki paradowały w minispódniczkach i bluzkach z dekoltem do pępka, a alkohol niemalże lał się strumieniami. O ile roznegliżowanych panienek poza hotelem nie było widać, z dostępnością alkoholu nie było problemu – można go kupić w specjalnych sklepach w wielu punktach miasta, na dodatek całkiem niedrogo. Ba, w Iraku produkuje się piwo Farida, a nawet mocniejsze alkohole, takie jak śmiesznie tani lokalny arak.
Poza alkoholem i skąpo ubranymi kelnerkami Bagdad nie zaskoczył mnie aż tak bardzo – jest dość podobny do innych bliskowschodnich molochów, które odwiedziłem. Jak pisałem wcześniej, jest potwornie zakorkowany i choć posiada wiele skrzyżowań z semaforami, nikt, ale to nikt nie zatrzymuje się na czerwonym świetle. Kierowcy reagują wyłącznie na polecenia kierujących ruchem policjantów.
W samym Bagdadzie zwiedziłem niewiele – niestety, najważniejsze miejsce do odwiedzenia, czyli Muzeum Irackie, miało być zupełnie zamknięte z powodu prac konserwatorskich (dopiero po powrocie przekonałem się, że to nieprawda). Wybraliśmy się za to do Muzeum Bagdadzkiego, które, choć całkiem przyjemne, nijak się nie umywa do Muzeum Irackiego. Jedna z przedstawionych w muzeum scenek przedstawia obrzęd obrzezania, a według dołączonego opisu ceremonii towarzyszy(ło) obcięcie głowy kogutowi. Po angielsku brzmi to mocno dwuznacznie – jeden cock traci głowę, drugi tylko kawałek skóry. Trzeba uważać, żeby, inshallah, nie obciąć niczego na odwrót.
Podjechaliśmy też pod
Pomnik Męczenników, ale tego dnia był zamknięty i mogliśmy go obejrzeć jedynie z daleka. Na dokładkę mogę dodać obejrzany z zewnątrz budynek
bagdadzkiego Gimnazjum (pałacu sportu), projektu samego Le Corbusiera. Spróbowaliśmy dostać się pod
Zieloną Strefę), ale bezskutecznie – nawet prowadzący do niej most wiszący na Tygrysie jest zamknięty i szczelnie obstawiony siłami bezpieczeństwa.
Centralnym punktem Bagdadu jest plac Firdos, na którym do 2003 r. stała wielka statua samego Saddama, a ceremonię jej obalenia transmitowały z dwóch okolicznych hoteli stacje telewizyjne z całego świata. Na wielu skrzyżowaniach stoją za to bardzo udane rzeźby miejscowego artysty, przedstawiające scenki z Baśni tysiąca i jednej nocy – lampę Aladyna, latający dywan czy też samą Szecherezadę opowiadającą królowi kolejną historię.