Po powrocie do
Wagadugu miałem jeszcze półtora dnia, które przeznaczyłem na zwiedzanie miasta. Zatrzymałem się w hotelu Relax w samym centrum – za 55 euro miałem dość obskurny, ale czysty pokój, bardzo dobre śniadanie i duży, dobrze utrzymany basen. Harry zatrzymał się w najdroższym hotelu w mieście – Laico Ouaga 2000 za jakieś 250 euro za pokój. Spędziłem tam ostatnie pół dnia i stwierdzam, że hotel jest w porządku, ze świetnym basenem, ale niekoniecznie wart swojej ceny. Środki bezpieczeństwa były za to ogromne – samochód wjeżdżał do przedsionka z czterech stron zabezpieczonego kratami, wszyscy pasażerowie wychodzili, a ochroniarz zaglądał do każdego zakamarka. Oczywiście pasażerowie dodatkowo byli poddawani kontroli z wykrywaczem metali.
Samo Wagadugu jest miastem znacznie przyjemniejszym, niż Niamey, ale też nie ma tam szczególnie dużo do zwiedzania. Przeszedłem się do
Katedry Niepokalanego Poczęcia NMP, a że była niedziela, na jej terenie (oczywiście nie w budynku) odbywały się gry i zabawy z występami i tańcami, podtrzymywanymi sporą ilością piwa. Widziałem
Pomnik Męczenników – współczesną, niezbyt ciekawą konstrukcję. Przeszedłem się wzdłuż jeziora i na główny targ miasta. Byłem nawet w lokalnym parku rozrywki, ale w poniedziałek był zamknięty. Obejrzałem ciekawe murale na murze lokalnego uniwersytetu.
W Wagadugu funkcjonują aż dwa działające muzea, w których w dodatku można robić zdjęcia – widoma oznaka cywilizacji. Jedno to Muzeum Muzyki, drugie – Muzeum Narodowe z kolekcją różności – od kaset magnetofonowych z lokalnymi artystami po kolekcję masek.
Żałuję, że nie mogłem spędzić w Burkinie kilku dni więcej, zwiedzić Bobo-Dioulasso i unescowych ruin Loropeni. Burkina Faso to jeden z krajów, który może w najbliższym czasie ulec poważnej destabilizacji. Trzymajmy kciuki, aby się tak nie stało!
A do Afryki z pewnością wrócę – pewnie już nie w tym roku, ale bardzo możliwe, że w przyszłym. Chodzą mi po głowie trzy nieoczywiste i rzadko odwiedzane kierunki, ale kto wie, który z nich wypali...
Na koniec zamieszczam podsumowanie finansowe – cały wyjazd kosztował prawie 9 tys. zł, z czego:
1770 zł kosztował bilet lotniczy Mediolan-Niamey i Wagadugu-Mediolan . Do tego dokupiłem za 170 zł i 20k mil dolot z Warszawy do Mediolanu. Bilety na trasie Niamey-Agadez-Zinder to 360 euro czyli około 1550 zł, bilet na trasie Niamey – Wagadugu, kupowany last minute, to niemal równo 1000 zł. W sumie bilety lotnicze wyniosły około 4450 zł, połowę ceny wycieczki.
530 zł to wizy (nie liczę dwukrotnego dojazdu do Berlina, który w moim przypadku był bezkosztowy).
200 zł to malarone (zostało mi jedno opakowanie, którego chętnie się pozbędę)
Na hotele wydałem prawie równo 2000 zł (8 nocy) – gdybym był sam, zapłaciłbym zdecydowanie mniej, ale że wszedłem między bogatsze od siebie wrony, krakałem tak jak one wybierając te same hotele.
150 euro, czyli 640 zł na osobę, kosztował transport z Zinderu do Niamey w komfortowych 4x4 (900 kilometrów pokonane w ciągu dwóch dni).
Pozostałe 1200 zł to wydatki na miejscu – transport (głównie wycieczki w Agadezie i Burkinie), jedzenie, bilety wstępu itd.
Dziękuję za uwagę i zapraszam już za chwilę – czeka relacja z ostatniej majówki!