Sintrę niektórzy uważają za największą atrakcję Portugalii i ta opinia, choć kontrowersyjna, nie jest szczególnie przesadzona. Sintra to małe miasteczko, od kilkunastu wieków służące za miejsce wypoczynku dla możnych obywateli Lizbony. Najstarszy zabytek – Zamek Maurów, pochodzi z VIII w., ale Sintra szczególnie popularna stała się w XIX i na początku XX w., kiedy to przyciągnęła ludzi z prawdziwą fantazją. Ludzie ci postawili pałace, z których Sintra słynie do dziś.
Przed wyjazdem czytałem o Sintrze wiele dobrego i mimo, że doświadczeni podróżnicy sugerowali dwudniową wizytę, my przeznaczyliśmy na nią tylko kilka godzin. Jest to zdecydowanie za mało, tym bardziej, że Sintra jest najmniej przyjaznym miejscem dla posiadaczy samochodu – znaleźć miejsce do parkowania czasami jest niemożliwością! Efektywniej jest przyjechać tam z Lizbony pociągiem, a na miejscu użyć nawet turystycznych autobusów Hop on hop off, objeżdżających wszystkie najważniejsze atrakcje. A atrakcje Sintry są porozrzucane po całym miasteczku, w dodatku często na zboczach gór – ani tam dojść, ani dojechać samochodem.
Krótki czas sprawił, że nie byliśmy w stanie zobaczyć ani Pałacu Pena (wielce kontrowersyjnego z powodu mieszaniny stylów i często oskarżanego o kicz), ani Pałacu Narodowego w Sintrze. Na szczęście zwiedziliśmy trzecią z topowych atrakcji Sintry, którą jest pałac i ogród
Quinta da Regaleira. Kompleks został wzniesiony na początku XX w. i jest urzeczywistnieniem dziecięcych marzeń o tajemniczym ogrodzie. W pałacowym parku można spędzić kilka godzin, przechodząc tajnymi ścieżkami wokół fontann, stawów, tajemniczych jaskiń, wspinając się na rozliczne wieżyczki. Adaś faktycznie pokochał ten park, my nieco mniej – mnogość stromych stopni nie sprzyja spacerom z wózkiem. Uwieńczeniem parku jest
Pałac de Regaleira, który śmiało można by było przenieść (jak zresztą cały kompleks) w całości do jednego z Disneylandów.
Drugim z odwiedzonych przez nas pałaców był
Montserrate z XIX w., niegdyś rezydencja zamożnej angielskiej rodziny Cooków. Pałac jest zbudowany w stylu arabskim i zarówno w środku, jak i z zewnątrz jest po prostu piękny. Uroku dodaje mu też położenie w rozległym parku, na szczycie wzniesienia, z którego rozciąga się widok na okolicę.
Oprócz wyżej wspomnianych zobaczyliśmy jeszcze Pałac Seteais (obecnie hotel, więc oglądanie odbyło się z zewnątrz) i na próbce tych trzech miejsc zgodnie potwierdziliśmy, że Sintra to nasz numer jeden w Portugalii. Przy kolejnej wizycie w Lizbonie na pewno tu wrócimy i zobaczymy pozostałe pałace.
Z Sintry w pół godziny można dostać się do
Cabo da Roca, najbardziej na zachód wysuniętego punktu kontynentalnej Europy. Lubię takie geograficzne ciekawostki, choć prawdę mówiąc nie ma tam zbyt wiele do oglądania – wyjątkowość miejsca potwierdza obelisk, a najbardziej malownicze są widoki okolicznych klifów. Miło było wspomnieć, że niemal rok temu byłem w pobliżu najbardziej na wschód wysuniętego punktu naszego kontynentu, nieopodal Salechardu w Jamalsko-Nienieckim Okręgu Autonomicznym. Jednym z moich marzeń jest pokonać kiedyś taką trasę lądem…