Ostatni dzień podróży spędziłem w Sankt Petersburgu, zdając sobie rzecz jasna sprawę, że przeznaczenie na to miasto tylko jednego dnia to jawna kpina. Oczywiście nie zamierzam na tym poprzestać i kiedyś z pewnością wrócę do tego pięknego miasta. Teraz starczyło mi czasu na odwiedzenie
Twierdzy Pietropawłowskiej, najstarszej części miasta, ze słynną twierdzą (więziono tu m.in. Ludwika Waryńskiego) i
Soborem św. Piotra i Pawła, w którym pochowani są carowie rosyjscy od Piotra I. Potem udałem się do niezwykłej świątyni -
Soboru Zmartwychwstania Pańskiego, bardziej znanego jako
Sobór Zbawiciela na Krwi. Sobór powstał w miejscu zamordowania cara Aleksandra II i jest budowlą naprawdę niezwykłą. Z zewnątrz przykuwają uwagę cebulaste, różnokolorowe kopuły, natomiast środkiem naprawdę trudno się nie zachwycić. Niemal całe ogromne wnętrze zostało pokryte mozaiką. Według Wikipedii, całkowita jej powierzchnia w świątyni to 6560 metrów kwadratowych. Sobór jest niewątpliwie jedną ze świątyń, które trzeba w życiu zobaczyć.
Drugą połowę dnia spędziłem w jednym miejscu –
Państwowym Muzeum Rosyjskim. Muzeum posiada największy po Galerii Tretiakowskiej zbiór sztuki rosyjskiej i jest naprawdę ogromne. Spędziłem tam trzy godziny i mógłbym chodzić jeszcze dłużej, ale nogi przestały mnie słuchać, domagając się odpoczynku.
Z Rosji wróciłem drogą lądową, choć w nietypowy sposób. Z Sankt Petersburga samolotem przedostałem się do Kaliningradu, w którym spędziłem noc (opisu tym razem nie będzie, byłem tam zbyt krótko), po czym pierwszym autobusem następnego dnia przyjechałem do Gdańska.
PODSUMOWANIE
To było bardzo intensywne kilkanaście dni, podczas których każdą noc spędziłem w innym miejscu. W przypadku Rosji sprawdziło się powiedzenie „do trzech razy sztuka”, bo dopiero podczas trzeciej wizyty kraj mi się spodobał. Nie mam jednak wątpliwości, że to nie jest ta sama Rosja, którą zwiedzałem osiem lat temu – praktycznie wszystko od tego czasu zmieniło się na lepsze.
Jeśli ktoś lubi bardzo intensywne zwiedzanie i przemieszczanie się, Rosja jest chyba najlepszym wyborem (mój znajomy, znany podróżnik Artur Anuszewski w 37 dni zaliczył ponad 50 części składowych Federacji). Za dnia można zwiedzić jedno, dwa miejsca, po czym wsiąść w nocny pociąg i bez straty czasu przemieścić się gdzie indziej. Wykorzystałem ten sposób transportu do bólu, na kilkanaście dni tylko 6 razy nocując w miejscu, które się nie przemieszcza :-) Pozostałe noce spędziłem w pociągu lub autobusie.
Jeśli chodzi o pociągi, to w wakacje część biletów trzeba rezerwować ze sporym wyprzedzeniem bo może nie być biletów w pożądanej (tańszej) klasie, a w skrajnych przypadkach nie być ich w ogóle. Na szczęście bilety można kupić przez Internet - trzeba jednak pamiętać o wprowadzaniu rosyjskich nazw miejscowości i rosyjskimi literami (pomogą strony do transliteracji). U mnie zakup nie obył się bez problemów, bo po kilku udanych zakupach strona nie chciała przepuścić płatności. Brakujące kilka biletów dokupiłem bez problemu na miejscu. Warto jednak nie planować zbyt sztywno i zostawić sobie pole manewru - ja tak zrobiłem i był to strzał w dziesiątkę, na miejscu znalazłem lepsze połączenia autobusowe.
Pociągi rosyjskie są wolne, ale nadzwyczaj punktualne - na kilkanaście przejazdów opóźnienia nie miałem ani razu (!). Podczas 17 dni podróży tylko w dwóch nie jechałem pociągiem. Pociągi są najlepszym środkiem komunikacji na dłuższych trasach (ponad 200 km) i bez przesiadek. Na krótkich dystansach zdecydowanie polecam autobusy, które jeżdżą częściej, szybciej i są tańsze. Większość nie ma klimatyzacji, więc podczas upałów może być mało komfortowo.
W miastach doskonale funkcjonuje komunikacja publiczna, bilety są śmieszne tanie - ceny wahają się od 14 do 25 rubli (zwykle poniżej 20). Płaci się bezpośrednio w pojeździe u konduktora.
W Rosji jest duży problem z gniazdkami, a co za tym idzie z ładowaniem telefonu. Na niektórych dworcach w ogóle nie ma gniazdek, gdzie indziej jest jedno, dwa wolne. To samo w knajpach, często gniazdek brak i czasem z tego powodu musiałem zmienić lokal.
Cieszę się, że mogłem zaprezentować kilka ciekawych miejsc, dość bliskich, a jednak rzadko odwiedzanych. Pięknie dziękuję wszystkim czytającym, a zwłaszcza komentującym. W tym roku już koniec z podróżami, ale już pod koniec stycznia wybieram się w miejsce, które funkcjonuje na Geoblogu jako osobny „kraj”, ale nigdy nie zostało tu opisane. Nie będę jeszcze ujawniał celu, bo jest duże zagrożenie, że nie otrzymam właściwych pozwoleń. Za to podobna podróż czeka mnie w sierpniu 2017 i mam nadzieję, że przynajmniej ta na pewno wypali.