Do zamknięcia listy UNESCO na Cyprze pozostała nam już tylko jedna pozycja – Pafos, chyba najsłynniejsze turystyczne miasto tej wyspy. Samo miasto nie zrobiło na nas specjalnego wrażenia i ale ciężko tego w ogóle wymagać od miast cypryjskich – najczęściej jest to mieszanina stylów architektonicznych bez ładu i składu, na dodatek niegrzesząca czystością i dbałością o estetykę wykonania. Całe szczęście, że byliśmy tam zimą, gdy miasto było puste, jestem pewien, że w letnim tłumie turystów byśmy Pafos nie polubili. Plusem była po raz pierwszy podczas naszego pobytu dobra pogoda – było tak ciepło, że większość czasu mogłem chodzić z krótkim rękawem.
Pafos jest znane przede wszystkim ze swoich archeologicznych zabytków, choć nie wszystkie mógłbym polecić. Z pewnością nie ma nic ciekawego w leżących przy głównej ulicy starej części miasta (Apostolis Pavlou) katakumbach – nie dość, że małe, to jeszcze najwyraźniej służące miejscowym (lub turystom) za bezpłatny szalet.
Nie ma za to żadnej przesady w zachwytach nad najsłynniejszym zabytkiem Pafos – ruinami rzymskiego miasta ze starożytnymi mozaikami posadzkowymi. Mozaiki były od lat 60-tych XX w. odkrywane przez cypryjskich i polskich archeologów z Uniwersytetu Warszawskiego. Dbałością o szczegóły i precyzją wykonania powalają na kolana. Warto poczytać sobie trochę więcej o każdej mozaice, żeby wiedzieć, co przedstawia, a samemu raczej ciężko się domyśleć. Niestety, nie we wszystkie miejsca można było wjechać z wózkiem, dlatego niektóre z nich zwiedzaliśmy na raty. Poza mozaikami na uwagę zasługuje też amfiteatr, ale chowa się w porównaniu z tym w Salaminie. Bilet wstępu kosztuje 3,4 EUR za osobę i uważam, że jak najbardziej warto.
Poza tym w starej części Pafos jest jeszcze sporo innych zabytków, jak kościół Ayia Kiryaki z XI-XII w. i otaczające go ruiny. Ponoć warte zobaczenia są starożytne groby królewskie (choć tak naprawdę nie leży w nich żaden król, a miejscowi dygnitarze), ale je akurat opuściliśmy.
Uwaga dla chcących zwiedzić miasto w trakcie sezonu – nie mieliśmy problemu ze znalezieniem miejsca do parkowania, ale tych miejsc nie było wcale dużo i mam wrażenie, że latem może być z tym dość ciężko, zwłaszcza, że w co drugim (naprawdę!) budynku mieści się wypożyczalnia samochodów.
Pafos i Larnakę dzieli około 120 km, ale dzięki łączącej je autostradzie to tylko półtorej godziny drogi. Droga jest zresztą bardzo ładna, a im bliżej Pafos, tym ładniejsze widoki - z jednej strony morze, z drugiej całkiem spore góry i pagórki. Mniej więcej w połowie drogi leży drugie co do wielkości miasto Cypru – Limassol, do którego wstąpiliśmy jadąc z powrotem.
Limassol, choć jest miastem wybitnie turystycznym, nie ma zbyt wielu ciekawych zabytków. Najczęściej polecany jest leżący niedaleko starożytny Kurion, do którego trochę przez przypadek nie wstąpiliśmy. W Limassol odwiedziliśmy za to średniowieczny zamek z Muzeum Średniowiecznego Cypru. Na zamku Ryszard Lwie Serce poślubił ponoć księżniczkę Berengarię Nawarską. Zamek warto zwiedzić (wstęp 3,4 EUR), ale niekoniecznie z dzieckiem na rękach - chyba, że w ramach gimnastyki, bo trzeba się sporo nachodzić po stromych schodach. Ogólnie jednak Limassol pozostawiło po sobie średnie wrażenie, choć z racji centralnego położenia mogłoby robić za niezłą bazę wypadową.