Następnym przystankiem był Goslar, miasto wprawdzie mniej znane od choćby Weimaru, jednak docenione np. przez Howarda Hillmana na jego liście 1000 cudów świata. Choć Goslar leży w innym landzie (i w granicach dawnego RFN), od Quedlinburga dzieli go tylko niecała godzina drogi. Drogi krótkiej, ale malowniczej, bo biegnącej przez góry Harzu.
Goslar założono sporo ponad 1000 lat temu, a jego istnienie wiąże się z pobliską kopalnią w Rammelsbergu (o samej kopalni szerzej w następnym wpisie). Miasto długo było jednym z ważniejszych miast Cesarstwa Niemieckiego i stanowiło ważny ośrodek gospodarczy. Goslar zawsze był silnie związany z Rammelsbergiem i miał charakter miasta górniczego. Niestety, pod koniec lat 70-tych ubiegłego wieku 1000-letnie zasoby rudy ostatecznie się wyczerpały i kopalnię zamknięto. Przez 40 lat Goslar stracił swój górniczy charakter (a przynajmniej mnie się taki nie wydał) i obecnie jest po prostu przeuroczym niemieckim miasteczkiem, nieco podobnym ze względu na zabudowę szachulcową do Quedlinburga. Turystów jest tu jednak zauważalnie więcej – może to dlatego, że miasto było po jaśniejszej stronie żelaznej kurtyny?
Co można tu zwiedzić? Przede wszystkim spędzić trochę czasu na spacer wąskimi uliczkami miasta, odetchnąć jego atmosferą, wstąpić do kilku kościołów i zwiedzić romańskie palatium cesarskie z statuami Fryderyka Barbarossy i Wilhelma I. Przed palatium stoi mój ulubiony zabytek – resztki dawnej kolegiaty romańskiej z przepiękną rzeźbioną fasadą (na zdjęciu).