Jersey i zamek Mt. Orgueil

Po powrocie z Alderney zostały mi jakieś dwie godziny na przechadzkę po St. Peter Port, stolicy Guernsey. Byłem jednak ekstremalnie zmęczony (4 wyspy w ciągu dnia) i już o 21 leżałem grzecznie w łóżku, szykując się do kolejnego intensywnego dnia. Na szczęście prom na Jersey miałem dopiero o 9 rano, mogłem więc spokojnie wyjść z hotelu tuż przed 8. Przy okazji polecam hotel St. George - za 34 funty (cena w middle season) miałem pojedynczy pokój z pełnym śniadaniem, jakieś 10 minut piechotą od portu.

Około 10 przybyłem na Jersey - największą z Wysp Normandzkich, na którą zarezerwowałem sobie 6-7 godzin zwiedzania. To oczywiście zbyt mało, żeby zwiedzić wszystko, ale wystarczająco, by poznać najciekawszy zabytek wyspy i parę rzeczy dodatkowo. Tym najciekawszym zabytkiem jest - moim zdaniem - Mount Orgueil, monumentalny zamek górujący nad małym miasteczkiem Gorey. To właśnie Mt. Orgueil tak mi się spodobał na zdjęciach, że postanowiłem jak najszybciej wybrać się na Wyspy Normandzkie. Mt. Orgueil spełnił moje oczekiwania - w Europie, a tym bardziej w Polsce, niewiele jest tak dobrze zachowanych zamków. Mt. Orgueil spełniał swoją militarną funkcję od XIII w., oczywiście w międzyczasie był wielokrotnie przebudowywany. Wdrapanie się na sam szczyt wymaga sporej kondycji - współczułem rodzinom ze spacerówkami w dolnych partiach zamku, na szczęście swoją walizkę mogłem zostawić przy wejściu.

Po Mt. Orgueil przyszła kolej na jerseyski ogród zoologiczny - Durrell Wildlife Conservatory, w którym pracownicy starają się zapewnić zwierzętom warunki jak najbardziej zbliżone do naturalnych. Dla mnie najciekawsze były goryle i widziany po raz pierwszy na żywo waran z Komodo. Ogólnie zoo jest, owszem, ciekawe, ale tym razem bonusa dostaną zwiedzający z małymi dziećmi.

Z Durrell powróciłem do St. Helier i wystarczyło mi czasu na zwiedzenie Jersey Museum - polecam szczególnie miłośnikom historii, na najwyższych piętrach znajduje się rekonstrukcja domu z XIX w. Poza tym trafiłem na wystawę czasową poświęconą pobytowi mieszkańców Jersey w obozach jenieckich podczas II wojny światowej. W ogóle mieszkańcy Wysp Normandzkich bardzo mocno podkreślają ich historię związaną z wojną. Niewiele osób wie, że Jersey i Guernsey były zajęte przez wojska niemieckie, a ich faktyczne wyzwolenie nastąpiło dopiero 9 maja 1945 r. (dlatego też Wyspy obchodzą dzień zwycięstwa jak Rosjanie, dzień później niż większość kontynentalnej Europy). Przy okazji zauważyłem, że wśród mieszkańców Wysp Normandzkich (stosuje się to zresztą do wszystkich Brytyjczyków) nie panuje moda na polityczną poprawność związaną z II wojną światową i nie podkreślają na każdym kroku, że walczyli z "hitlerowcami" czy "nazistami". Dla nich to była po prostu niemiecka okupacja. Powstrzymam się od komentarza w tej sprawie, a zainteresowanych tematem odsyłam do porównania polskiej i angielskiej wersji Wikipedii.

Po zwiedzeniu Jersey Museum przyszedł czas opuścić St. Helier i Wyspy Normandzkie. Przy okazji zdałem sobie sprawę, jak dużą wagę odgrywała tam religia przy nadawaniu nazw miejscowości. Wszystkie stolice mają w nazwie świętego (Jersey - St. Helier, Guernsey - St. Peter Port, Alderney - St. Anne). Jersey dzieli się na 13 okręgów (parish), z których 11 ma stolicę z "Saint" w nazwie, dwunasty jest prawdopodobnie też związany z religią (Trinity - "Trójca"), a tylko jeden ma nazwę świecką (Grouville).

Zdjęcia (5)

Komentarze (2)